PUBLICYSTYKA
Kusztal idzie
Jest ciepły słoneczny dzień. Na ulicy Sienkiewicza wysoki mężczyzna głowę nosi wysoko, rękę trzyma na plecach. Uśmiecha się do swoich myśli. Przechodnie odwracają się za nim, szepcą: „Kusztal idzie”.
Na plakatach w teatrze Żeromskiego twarz Edwarda Kusztala. Przed witrynąkilkunastoletni wówczas Andrzej Kościołek, zapatrzony w jego wizerunek.
Sto wcieleń Mistrza
– Aktor to był ktoś niezwykły, gwiazda. Do teatru chodziło się „na Kusztala”. Nie pamiętam tytułów sztuk, ale zapadło mi w pamięć przeświadczenie, że obcowanie ze sztuką dodaje życiu smaku. A Kusztal to był taki aktor, że odwracaliśmy za nim głowy – mówi znany kielecki socjolog.
Wyjmuję z szuflady stare programy teatralne. Dużo tego – Kusztal wcielił się w ponad sto postaci w stu sztukach teatralnych i zagrał w 50 filmach oraz serialach.
– Szykowałem Panu Edwardowi główną rolę… Tyle jeszcze mieliśmy planów – opowiada reżyser Andrzej Barański. W 2011 roku Kusztal zagrał ubeka w jego nagrodzonym w Karlowych Varach filmie „Księstwo”. – Znaliśmy się od zawsze. Jestem z Pińczowa, ale chodziłem do technikum budowlanego w Kielcach. Spotykaliśmy się czasem z Edkiem w drodze do domu kultury na Śliskiej. Na rogu z Sienkiewicza był mały sklepik spożywczy. Edek pytał: „Skoczymy na oranżadę?”.Wypijaliśmy po buteleczce, a potem lecieliśmy dalej… Marzyliśmy o filmach i teatrze.
– Kiedy wróciłem do Kielc jako reżyser, pan Edward był już wziętym aktorem. Charakterystycznym, z pięknym głosem. Mistrzem drugiego planu. W filmie jest tak, że łatwo zapamiętać główną postać, ale są tacy, jak Kusztal, którzy pojawiają się na krótko, ale tylko o nich pamiętamy. On wchodził na plan i grał. I widać było, że w swoje postaci wkłada cały bagaż doświadczeń. Perfekcyjny warsztat, każdy ruch i grymas przemyślany. Reżyserzy marzą o takich aktorach – podkreśla Barański.
– Grałem z Edwardem Kusztalem w „Lawinie”, w teatrze Żeromskiego. Jest tam scena bójki, z którą nie mogliśmy sobie poradzić – wspomina Marcin Brykczyński. – Wtedy pojawił się pan Edward i pokazał nam, jak to zrobić. To był majstersztyk, wszyscy patrzyliśmy na niego z uznaniem. Pomyślałem sobie wtedy, że gdy będę w jego wieku, to też bym tak chciał grać jak on.
Mecenas
Kusztal często pomagał młodym ludziom marzącym o teatrze i filmie.
– Spotkałem Edwarda Kusztala w połowie lat 80. Był wtedy w Kielcach najjaśniejsza gwiazdą – wspomina Szymon Gębski, mieszkający w Toronto producent filmowy. – Zgodził się na wywiad do „Młodzi Biegną”, gazety, którą wydawaliśmy w liceum Żeromskiego. Spotkaliśmy się w jednej z salek teatru. Byłem spięty. Spodziewałem się kogoś niezwykle poważnego i... niecierpliwego. Starszego. Tymczasem spotkałem człowieka z błyskiem w oku, pełnego energii, a przede wszystkimotwartego. Spędził ze mną godzinę, opowiadał o szkole teatralnej, o zawodzie, o rolach. Grał wtedy chyba w „Rewizorze” lub w „Dwóch teatrach”, obie role świetne. „Muszę biec na próbę”, powiedział w pewnej chwili, zerwał się na równe nogi i wielkimi susami pognał na półpiętro. W tym momencie runął mój obraz Edwarda Kusztala Gwiazdy Kieleckiego Teatru. Odkrycie jego osobowości było wtedy dla mnie szokiem. Pamiętam, jak krzyknąłem za nim:„Jeszcze jedno! Pana ulubiona potrawa?”. Zatrzymał się, zaśmiał tubalnym głosem i rzucił: „Szczawiowa z jajkiem”.
– Później przygotowywałem się do egzaminów do szkoły teatralnej. Za namową jego córki Magdy, poprosiłem go o pomoc. Nie zawahał się – opowiada Gębski. – Mój tata zadzwonił do niego, oferując opłatę za korepetycje. Pan Kusztal nawet nie chciał o tym słyszeć. Pomyślałem: „Ha, prawdziwy mistrz opłaty nie przyjmuje...”. Zainwestował we mnie godziny. Zasugerował mi „Odprawę posłów greckich” jako jeden z tekstów do nauczenia się na pamięć. Recytowałem tak, jak mi mój osiemnastoletni talent pozwolił. Pan Edward dodał mi skrzydeł, kiedy powiedział: „Ja bym tak nie umiał”. Bardzo przykro myśleć o nim w czasie przeszłym, bo to między innymi dzięki niemu dostałem się na PWST w Warszawie.
Zadął w róg archanioł
Pytam Mirosława Bielińskiego o Edwarda Kusztala. – Przeszliśmy na ty dopiero kiedy był na emeryturze. Zawsze był panem Edwardem. Ale wyłącznie przez szacunek – tłumaczy aktor teatru Żeromskiego, który wielokrotnie spotkał się na scenie z Mistrzem. – Lubiłem rozwiązywać krzyżówki, tak jak on. Wpadał i mówił: „Panie kolego, tylko jedno hasło, ale takie, żeby zęby bolały”. Myślałem, że jeszcze wróci do grania. Chciałem, żeby wrócił...
– Panie Edwardzie, kurtyna się podniosła, widzowie czekają – wołał ksiądz podczas Mszy pogrzebowej w kościele św. Wojciecha w Kielcach. Ale Edward Kusztal jest już w innym teatrze, bo zadął w róg archanioł Gabriel. I zobaczył człowieka idącego ku niemu po niebieskich pastwiskach. I pomyślał archanioł: „Kusztal idzie”.
Dorota Kosierkiewicz