PUBLICYSTYKA
Konflikt po sąsiedzku
Jak dobrze mieć sąsiada... Życzliwy, sympatyczny. Nie hałasuje, dba o porządek, jest kulturalny i dobrze wychowany. Bzdura? Nie, z pewnością sporo takich mieszka wokół nas. Gorzej, że wśród nich zdarzają się przykre wyjątki. Te potrafią doprowadzić człowieka do furii: włączają w nocy pranie, szurają meblami po gołym parkiecie i mają gdzieś, że ich trzyletni synek wali w niego zabawką. A gdy im zwrócisz uwagę – wzruszają zdziwieni ramionami: - To naprawdę państwu przeszkadza?
Większość z nas mieszka w blokach. To miejsca, które pierwotnie miały wpływać pobudzająco na jakość kontaktów międzyludzkich, a okazały się swoistymi pułapkami. Zamiast rodzić przyjaźń międzysąsiedzką, znacznie częściej wywołują konflikty i waśnie. Tu nawet jedna osoba może sprawić, że lokatorzy całej klatki mają wszystkiego serdecznie dość. Najczęściej jednak w spory popadają pojedyncze osoby lub rodziny. A przyczyny konfliktów są naprawdę różne.
Śmierdząca sprawa
Doskonale zdają sobie z nich sprawę pracownicy spółdzielni mieszkaniowych, bo to tam rozzłoszczeni mieszkańcy kierują swoje pierwsze kroki. – Najczęściej są to zgłoszenia natury porządkowej. Dotyczą zakłócania ciszy nocnej oraz zaśmiecania części wspólnej, przede wszystkim klatki schodowej lub terenu wokół bloku – mówi Tadeusz Barański, prezes spółdzielni Pionier.
Są też jednak zdarzenia niecodzienne. – Jeden z naszych lokatorów ma dziwną pasję – zbiera śmieci. To uciążliwe dla sąsiadów hobby powoduje w okolicy okropny fetor. Prawo oczywiście zabrania nam wprost usunąć odpadki, bo lokator trzyma je w mieszkaniu. A jest ich naprawdę dużo. Nie tak dawno, z powodu awarii grzejnika, ten pan zalał dwa mieszkania. Z powodu ilości śmieci, nasi pracownicy mieli ogromny problem z dostaniem się do kaloryfera. Musieli to zrobić na siłę – opowiada Barański. Sprawa znalazła swój finał w sądzie, a spółdzielnia czeka na uzasadnienie wyroku.
Ciekawy przypadek odnotowano ostatnio również na osiedlu KSM, choć tu administracja zdołała pomóc. Chodziło o... antenę telewizyjną, popularny „talerz”. – Sąsiad zapytał mnie, czy zgodzę się na zamontowanie go obok moich okien, bo – jak tłumaczył – jego wychodzą z drugiej strony, skąd nie dochodzi sygnał. Chciał przeciągnąć kabel przez moje mieszkanie, wiercąc dziury w ścianach. Oczywiście, nie zgodziłem się. Po miesiącu, tuż przy własnym oknie, zauważyłem zamontowaną antenę. Gdy zapytałem jakim prawem to zrobił, odparł, że ściana od strony dworu to dobro wspólne. W dodatku blefował, że ma na to pozwolenie administracji. Oczywiście, tam o sprawie nic nie wiedzieli. Sąsiad musiał sprzęt zdemontować – opowiada pan Marek.
Najlepiej na policję
- Jako spółdzielnia mamy pewne pole do działania, ale oczywiście jest ono ograniczone – przyznaje Barański. Najczęściej w grę wchodzą mediacje i apele. Znaczenie ma także prawo własnościowe do lokalu. Teoretycznie łatwiej zaszkodzić osobom, które mieszkają w lokalach komunalnych, bo można je eksmitować. Z drugiej jednak strony trzeba im zapewnić mieszkanie socjalne, a tych w Kielcach wciąż brakuje.
- Druga sprawa to osoby chore psychiczne. Tutaj w grę wchodzi już Ustawa o ochronie zdrowia psychicznego. Jeżeli ktoś stanowi problem dla mieszkańców, lub - co najgorsze - jest dla nich zagrożeniem i nie leczy się, to może zostać poddany takiemu leczeniu przymusowo – informuje Edward Rzepka, dziekan Okręgowej Izby Adwokackiej w Kielcach.
Gdy osoba jest zdrowa, trzeba działać inaczej. – Najlepiej spróbować się z nią po ludzku dogadać, ale oczywiście nie zawsze jest to możliwe. Niestety, nie wszyscy mają skłonność do zgodnego współżycia – przyznaje Rzepka. Wtedy najlepiej sprawę zgłosić na policję. Ta przyznaje, że ilość podobnych wezwań jest duża.
Ludzka złośliwość
- Ktoś zgłasza nam, że sąsiad zastawił bramę wjazdową. Wtedy ten drugi udowadnia w odwecie, że pies oskarżyciela biega bez smyczy, albo jego kury wychodzą na drogę. Ludzie skarżą się na zbyt głośne słuchanie muzyki w trakcie ciszy nocnej, przy czym rzadko próbują sami wpłynąć na sąsiada. Zamiast załatwić sprawę polubownie, od razu dzwonią po policję. Są też przypadki dotyczące remontowania mieszkania, i niekoniecznie chodzi tu o godziny nocne. Mieszkaniec alarmuje, że sąsiedzi robią remont, a jego dziecko właśnie wtedy śpi lub sam jest chory i mu to przeszkadza. Zazwyczaj patrol przyjeżdża i prosi o przesunięcie prac na godziny późniejsze, lub na następny dzień. Nic innego nie może zrobić. Zwykle spotyka się to z akceptacją – wyjaśnia Tomasz Piwowarski z biura prasowego świętokrzyskiej policji.
Często jest tak, że sytuacja uspokaja się, gdy tylko w pobliżu pojawia się patrol. Wtedy pokrzywdzony może złożyć wniosek do sądu o ściganie, ale nie ma co liczyć na wsparcie policji, bo ta nie zanotowała wykroczenia. Wówczas trzeba szukać innych świadków. – Sęk w tym, że wielu ludzi zamyka się szczelnie w swoich domach, bo nie chce się angażować w takie sprawy – przyznaje mecenas Rzepka. Co wtedy?
Z kamerą na sąsiada
W dzisiejszych czasach, gdy technika idzie naprzód, coraz częściej dowodami w sprawie są nagrania audiowizualne. - Kamera zarejestruje wszystko, ale na przykład dyktafon w telefonie też jest cennym narzędziem. Są coraz lepsze metody identyfikacji głosu i biegli mogą potwierdzić, czy te słowa wypowiadał oskarżony. Takie dowody są stosowane w naszym kraju coraz częściej i dla sądu mają ogromne znaczenie – przekonuje Rzepka.
Wniosek do sądu może zgłosić oczywiście również policja. Ta jednak, oprócz upomnienia, w pierwszej kolejności stosuje mandaty. Dla przykładu, za zakłócanie ciszy nocnej można otrzymać mandat do 500 zł. Jeżeli winowajcy nie chcą go przyjąć, sprawa jest kierowana do sądu grodzkiego. Ten z kolei może zastosować większy wymiar kary, czyli grzywnę nawet do 5 tys. zł.
* * *
„Wolność Tomku w swoim domku!” – ma pewnie ochotę zakrzyknąć niejeden z nieznośnych sąsiadów, gdy zwracamy mu uwagę, prosząc, by nam nie przeszkadzał. A przecież wystarczy naprawdę niewiele: nieco empatii i wyobraźni, by zrozumieć, że każdy z nas ma prawo do spokoju we własnym domu. I że zakłócając ten spokój oraz będąc głuchym na sąsiedzkie uwagi, wystawiamy sobie smutne świadectwo zwykłego braku kultury. By nie powiedzieć – chamstwa.
Tomasz Porębski