PUBLICYSTYKA
Kobieta na misji
Rozmowa z kapitan Małgorzatą Michalską z Centrum Przygotowań do Misji Zagranicznych w Kielcach
– Uczestniczyła pani w kilku misjach wojskowych.
– Brałam udział w misji w Libanie pod egidą ONZ, w siłach międzynarodowych ISAF w Afganistanie oraz w siłach KFOR w Kosowie.
– Skoncentrujmy się na misji w Afganistanie.
– Była to XII zmiana zimowa. Rozpoczęła się w październiku w 2012 roku i trwała pół roku.
– Jak wyglądało podjęcie tak męskiej decyzji przez kobietę?
– Kobiety są w armii bardzo długo, uczestniczą we wszystkich misjach w ramach NATO, ONZ i innych organizacji. Decyzja nie była więc niczym szczególnym. Padł rozkaz, trzeba było skompletować dwunastą zmianę, więc znalazłam się w niej.
– Jakie towarzyszyły pani uczucia?
– Na pewno ekscytacja, bo takich zadań nie wykonuje się w czasie pokoju w Polsce. Oczywiście istniała obawa o to, czy wszyscy wrócą cali i zdrowi po wykonaniu zadania.
– W jakiej bazie stacjonowaliście?
– Była to amerykańska baza Ghazni, jedna z większych w Afganistanie. Każda baza przypomina małe miasteczko. Jest część do pracy, biurowce, kontenery mieszkalne, kaplica, stołówka, siłownia, sklepy. Nawet małe hadżi, czyli lokalny rynek, na który raz w tygodniu przychodziła miejscowa ludność i sprzedawała swoje wyroby. Można było kupić egzotyczne pamiątki, których nie ma w Polsce. Działała kawiarenka, mały barek prowadzony przez Hindusa, można było skosztować lokalnych potraw.
– Czym się pani zajmowała?
– Pracowałam w Zespole Odbudowy Prowincji, która realizowała różne projekty pomocowe dla mieszkańców Afganistanu, np. infrastrukturalne, czyli budowa i remont dróg, albo szkoleniowe, których częścią było uczenie Afgańczyków prowadzenia własnej działalności gospodarczej. Były także projekty doposażeniowe, z pomocą których zapewnialiśmy szkołom podręczniki, a szpitalom potrzebny sprzęt. Pełniłam rolę oficera operacyjnego, czyli zajmowałam się systemem meldunkowym, planowaniem patroli i ich rozliczaniem po przyjeździe oraz sprawami finansowymi całego zespołu.
– Miała pani kontakt z miejscową ludnością?
– Tak, ale niewielki. Miałam kontakt przede wszystkim z kobietami, bo pracowały w bazie w kuchni i na stołówce. Gdy rano przychodziły do pracy, trzeba było je przeszukać. Zgodnie z obowiązującymi zasadami mogły to robić tylko kobiety. Na zakończenie dnia pracy trzeba było je odprowadzić do bramy, żeby mogły pójść spokojnie do swych domów i rodzin.
– Jak kobiety afgańskie odnosiły się do was?
– Bardzo przyjaźnie. Było widać, że cieszyła je praca w bazie. W Afganistanie płeć piękna właściwie nie pracuje, jest bardzo nisko ceniona, a jej rola społeczna sprowadza się tylko do rodzenia i wychowywania dzieci. W bazie kobiety miały możliwość zetknięcia się z inną kulturą i innym traktowaniem, dlatego do tej pracy przychodziły z radością. Poza tym mogły zarobić na utrzymanie rodziny. Najczęściej jednak nie integrowały się z nami. Przebywały w swoim gronie, szły do swoich zadań i później razem wracały do swojej wioski.
– Uczestniczyła pani w patrolach?
– Wykonywałam prace administracyjno-sprawozdawcze, które nie wiązały się z wyjazdami poza bazę. Ale oczywiście zdarzyło się wyjechać.
– Jak wyglądał taki wyjazd?
– Trzeba było znać zasady łączności między pojazdami jadącymi w kolumnie oraz wszystkie procedury na wypadek ostrzału lub najechania na minę pułapkę. Dzień wcześniej uczestniczyliśmy w instruktażu, który prowadził dowódca patrolu przejmujący dowodzenie na czas przemieszczania się pododdziałów. Jechałam z bazy do miasta Ghazni skontrolować jeden z projektów. Buzowała adrenalina, panowały podenerwowanie i niepewność, czy uda nam się bezpiecznie przejechać wyznaczony odcinek. po powrocie do bazy można było bezpiecznie odetchnąć.
– Jakie wydarzenie pozostało pani w pamięci?
– Najsmutniejsze były momenty, kiedy ktoś zginął. Zawsze odczuwałam smutek, kiedy trumna przykryta flagą polską albo amerykańską odlatywała samolotem do kraju. To najsmutniejsze doświadczenie, bo zawsze pozostawała myśl, że to mógł być ktoś z nas, ja lub kolega, który siedzi obok. Założenie jest takie, że jedziemy na misje, wykonujemy zadanie i wracamy do swoich rodzin. A jednak nie wszyscy mają to szczęście.
– Jakie doświadczenie wyniosła pani z tej misji?
– Wolność i pokój nie są nam dane raz na zawsze, trzeba się o nie naprawdę starać i walczyć. Trzeba doceniać, że żyjemy w kraju bezpiecznym, że żyjemy w pokoju i możemy realizować swoje plany.
– Czy takie misje, jak ta w Afganistanie, są potrzebne?
– Tak, bo one realnie poprawiają bezpieczeństwo na świecie. Założeniem NATO i ONZ jest poprawa globalnego pokoju. Tam, gdzie są NATO i ONZ, tam jadą polscy żołnierze, ponieważ Polska jest członkiem tych organizacji. Wszystkie zadania, które wykonujemy, służą bezpieczeństwu globalnemu, w tym także Polsce.
– Dziękuję za rozmowę.
Katarzyna Bernat
Więcej w audycji „Temat do rozmowy” w czwartek, 1 listopada, o godz. 20. w Radiu eM Kielce.