PUBLICYSTYKA
Jak propaganda komunistyczna niszczyła księży. Opowiada dr Tomasz Domański, IPN Kielce
Rozmowa z doktorem Tomaszem Domańskim, historykiem z kieleckiej delegatury IPN
Po 1945 roku władze komunistyczne uderzyły w Kościół katolicki. Przypomnijmy dlaczego?
Kościół katolicki była jedyną instytucją w Polsce niezależną od komunistów. Władza poradziła sobie z podziemiem antykomunistycznym, opozycją polityczną (PSL) oraz innymi formami niezależnej myśli i działań. Chciano więc zniszczyć autorytet Kościoła, który był ostoją wiary, patriotyzmu, polskości. Jedną z metod walki były procesy pokazowe księży wykorzystywane propagandowo przez ówczesne media.
Dlaczego organizowano właśnie sądowe procesy?
To była metoda przyniesiona z procesów politycznych w Związku Sowieckim. W polskich realiach księża "przyznawali" się do nieprawdopodobnych rzeczy. Na przykład do tego, że byli szpiegami na rzecz „watykańsko-waszyngtońskich mocodawców”. Społeczeństwo otrzymywało przekaz, że duchowni są wrogami Ojczyzny, „ludu pracującego” oraz „postępu”. Dodam, że proces stalinowski nie miał na celu ustalenia prawdy. Odgrywano teatr, aby publicznie udowodnić winę danego człowieka, podważyć zaufanie i zohydzić go w oczach zwykłych ludzi.
Takie procesy wytoczono także duchownym diecezji kieleckiej.
Mieliśmy dwa głośne propagandowo procesy. Proces wolbromski ze stycznia 1951 roku i kurii kieleckiej z września 1953 roku. Proces wolbromski doprowadził do aresztowania biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka. Początkowo domagano się, aby biskup potępił oskarżonych księży Piotra Oborskiego i Zbigniewa Gadomskiego. Biskup tego nie uczynił i sam został aresztowany. "Słowo ludu" szeroko opisywało także proces kurii krakowskiej ze stycznia 1953 roku.
Jak te procesy organizowano?
Wybierano dużą salę, aby móc zgromadzić liczną publiczność, specjalnie dobraną i wrogo nastawioną do sądzonych księży. Podczas procesu pokazowego prokurator przedstawiał zarzuty, oskarżeni i świadkowie je potwierdzali, a następnie zapadał „wyrok”. Nie dopuszczano do tego, aby ktokolwiek powiedział coś innego, niż to co zostało wcześniej ustalone przez władzę i organy bezpieczeństwa. Nawet obrońcy trzymali tę linię. Proces kurii kieleckiej polegał na tym, że oskarżeni głównie wygłaszali oświadczenia. „Notatki” zostały wcześniej przygotowane przez oficerów Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, a zeznania procesowe wymuszone torturami. Zanim więc rozpoczął się teatr sądowy, role zostały wcześniej rozpisane. I tu wkraczały reżimowe media, którym władza wyznaczyła rolę pasa transmisyjnego.
Jak wyglądała komunistyczna propaganda?
Opowiem na przykładzie kieleckiego "Słowa ludu", które było organem Komitetu Wojewódzkiego PZPR. W tym dzienniku posługiwano się specyficznym językiem, pokazującym sojusz robotniczo - chłopsko - inteligencki, w którym wszyscy pracują na rzecz PRL. Nie ma „wyzyskiwaczy” oraz kapitalistów, przyjaciółmi są kraje bloku sowieckiego, a z Zachodu płynie samo zło. Tak w uproszczeniu można przestawić zasady propagandy.
Relacjonując procesy księży "Słowo ludu" stosowało język, który nie pozostawiał wątpliwości o winie oskarżonych. Temu służyły między innymi jednoznaczne nagłówki. Na przykład z procesu wolbromskiego: "Nienawiść do ludu pchnęła ich na drogę morderstw i napadów bandyckich. Proces księży i ich bandy". Inny przykład z procesu biskupa Kaczmarka: "Stojąc twardo na gruncie swobód religijnych, państwo ludowe nie dopuści do judzenia pod osłoną Kościoła przeciwko narodowi i naszej Ojczyźnie". W jednym tytule same kłamstwa. Każdy, kto żył w tamtych czasach doskonale wiedział jak w rzeczywistości wyglądały owe „swobody religijne”. Ponadto wykorzystywano metody perswazji, podobne do tych jakie w czasach okupacji stosowała prasa gadzinowa. Na łamach gazety zamieszczano m. in. wypowiedzi rzekomo oburzonych czytelników, których specjalnie dobierano. Byli tam: chłopi, robotnicy, kierownicy zakładów, inteligencja, słowem przedstawiciele różnych grup społecznych, którzy niby uczestniczyli w rozprawie i jednoznacznie potępiali „knowania” księży. Język wypowiedzi był kwiecisty, nacechowany emocjonalnie i wrogo nastawiony wobec duchownych. Warto dodać, że zanim właściwie proces się zaczął w artykułach prasowych w „Słowie ludu” już przedstawiano oskarżonych, jako winnych zarzucanych im czynów. Kiedy zapadł wyrok jeszcze mocniej podkręcano wydźwięk propagandowy przez wypowiedzi księży-patriotów, którzy potępiali oskarżonych duchownych.
Jaka była skuteczność tej propagandy?
Słaba. Nawet w materiałach UB notowano nikłe zainteresowanie procesami na wsiach i opinie ludzi, którzy nie wierzyli w to, co wygłaszane było na sali sądowej. Takie reakcje społeczne notowano we wszystkich regionach Polski. Społeczeństwo nie dało się zmanipulować i nie było przekonane do winy oskarżanych księży. Praca propagandowa nie przyniosła więc oczekiwanego rezultatu.
Dziękuję za rozmowę.
Katarzyna Bernat