PUBLICYSTYKA
Jak dzieci...
Byłem niedawno świadkiem kawiarnianej rozmowy dwóch koleżanek. Jedna z nich, popijając latte, kołysała bliźniaki smacznie śpiące w wózku. – Pecha miałaś z tą dwójką. Ja mam jedno i w zupełności mi wystarczy – skrzywiła się jej rozmówczyni. – To jestem jakaś nienormalna, bo gdybym tylko mogła, chciałabym mieć z piątkę – uśmiechnęła się młoda mama.
Ta scena przypomniała mi się, gdy w ubiegłą niedzielę oglądałem w "Wiadomościach" relację z Marszu dla Życia i Rodziny. Co za imponujące wydarzenie! Jeszcze przed paroma laty gromadziła garstkę rodziców z dziećmi. Dziś jest organizowana w 140 polskich miastach, maszerują w niej tłumy dające nadzieję, że nie pójdziemy drogą, którą poszły kraje Zachodu. Tam z dekady na dekadę tradycyjne małżeństwo, rodzina i macierzyństwo stają się czymś, co – według tamtejszych społeczeństw – nie przystaje do nowoczesnego świata i przeszkadza w wygodnym życiu. Tyle, że sami kręcą w ten sposób pętle na swe szyje.
Dlaczego? Ponieważ kluczem do przetrwania naszej kultury jest prozaiczna demografia. A Europejczycy przestali się rozmnażać. Udowadnia to wybitny amerykański konserwatysta Patrick Buchanan w książce "Śmierć Zachodu". Przytacza przerażające statystyki: spośród 20 państw o najniższym przyroście naturalnym, 18 to kraje Starego Kontynentu. W 2000 roku łączna liczba ludności Europy wynosiła 720 mln, do roku 2050 spadnie do 600 mln (albo do 556 – jak chce inne studium). Ostatni taki spadek miał miejsce w czasach... epidemii dżumy w latach 1347–52! Niemców, których jest dziś ponad 80 mln, za 35 lat będzie o 20 mln mniej. W podobnym tempie będzie spadać populacja Włochów, Brytyjczyków, Francuzów i Hiszpanów (w tym ostatnim państwie jest najniższy przyrost naturalny w Europie). Jednocześnie wśród imigrantów mamy do czynienia ze zjawiskiem odwrotnym – liczba urodzeń stale rośnie. Wygląda na to – pisze Buchanan – że jeśli ten trend się utrzyma (a wszytko na to wskazuje), zachodnie społeczeństwa w XXII wieku staną się mniejszością na kontynencie, którego historię tworzyły od trzech tysiącleci.
"Jeśli Europejczycy sądzą, że ten problem rozwiąże się sam – są naiwni" – ostrzega Buchanan.
Naiwni jak dzieci.
Tomasz Natkaniec