PUBLICYSTYKA
Irak był najtrudniejszy
Rozmowa z pułkownikiem Pawłem Chabielskim, nowym dowódcą Centrum Przygotowań do Misji Zagranicznych na kieleckiej Bukówce.
– Co może pan powiedzieć o jednostce, nad którą przejął pan dowództwo?
– Jestem kielczaninem, więc bardzo mocno angażuję się w rozwój tej jednostki. Powstała niedawno, bo w 2011 roku, z połączenia Centrum Szkoleń na Potrzeby Sił Pokojowych oraz Centralnej Grupy Wsparcia Pracy Cywilno-Wojskowej. Zajmujemy się przede wszystkim szkoleniem żołnierzy jadących na misje, ale również wysyłaniem ich poza granice kraju. Prowadzimy między innymi kursy międzynarodowe dla słuchaczy z całej Europy. To na przykład kurs dla operatorów wojskowych, w którym uczestniczą osoby również spoza naszego kontynentu, i kurs dla dziennikarzy przygotowujący ich do pracy w rejonie konfliktów. Są też inne kursy, które przysposabiają żołnierzy bezpośrednio do misji w Afganistanie, Kuwejcie, Iraku, Bośni, Rumunii, na Ukrainie i na Łotwie.
– Czego uczy się podczas tych szkoleń?
– Kursy trwają w zależności od potrzeb od 2 do 5 dni. Szkolimy przede wszystkim pod względem specjalistycznym. To zagadnienia związane z międzynarodowym prawem konfliktów zbrojnych, pracą cywilno-wojskową, negocjacjami, świadomością kulturową, a także interakcjami z przedstawicielami innych kultur. Ten ostatni punkt jest szczególnie ważny, gdyż nie każda jednostka przygotowuje pod tym kątem. My natomiast mamy specjalistów, którzy niejednokrotnie wyjeżdżali na różne misje. Jeździli między innymi do Iraku, który był misją przełomową, a także Czadu i Republiki Środkowoafrykańskiej. Tam się szkolimy, dotykając spraw, których w Polsce dotknąć nie możemy. Dzięki temu zdobywamy przygotowanie teoretyczne i praktyczne do szkolenia przyszłych misjonarzy.
– Użył pan określenia „misjonarz”. Jest pan jednym z nich. Jeśli zajrzymy do pańskiego życiorysu, to zobaczymy, że był pan na pięciu misjach zagranicznych. Jak one wyglądają?
– To misje bojowe. Pokojowe czy stabilizacyjne, ale jednak zawsze z bronią, w kamizelkach i hełmach, dlatego kiedy rozmawiałem z księdzem biskupem, powiedziałem mu, że nie są to ekspedycje całkiem pokojowe, bez broni i z głoszeniem Słowa Bożego. Przygotowanie do nich trwa w zależności od potrzeb zwykle od pół roku do roku. Po tym czasie żołnierze wyjeżdżają na miejsce, by realizować swoje zadania.
– Proszę podzielić się własnymi doświadczeniami z misji.
– Zaczynałem od Iraku. Była to misja najtrudniejsza, głównie dlatego, że pierwsza. Nie wiedziałem, czego mogę się spodziewać, czego oczekiwać. Przez pierwsze miesiące stacjonowałem w Karbali, w której miało miejsce powstanie Al–Sadra. Na ścianach i schodach pozostały wymowne ślady… Była to trudna misja, kolejne okazały się łatwiejsze. Moja rodzina miała na ten temat oczywiście inne zdanie, ponieważ każdy taki wyjazd oznaczał rozłąkę z żoną i dziećmi. Zdobyłem jednak na tyle duże doświadczenie zawodowe, że miałem świadomość tego, co może się wydarzyć, umiałem dobrze przygotować się do misji.
– Jak wygląda kontakt żołnierzy z miejscową ludnością?
– Trzeba się go uczyć. Gesty i słowa tubylczej ludności znaczą czasem zupełnie coś innego niż u nas i dlatego, aby nikogo nie obrazić, nie spowodować konfliktu kulturowego, staramy się przygotować żołnierzy do takich kontaktów. Potrzebne są na pewno otwartość i uśmiech na twarzy. Zwykle jest tak, że w czasie pierwszych spotkań czuje się pewien dystans. Uprzejmość i otwartość pozwalają jednak zbliżyć się do tych ludzi i pokonać bariery. Należy ponadto, przynajmniej w podstawowym zakresie, poznać miejscowy język. Kiedyś mieliśmy dwu lub trzytygodniowe kursy językowe. Odstąpiliśmy od tego, ponieważ nie ma potrzeby uczyć języka wszystkich żołnierzy. Staramy się jednak zapoznać ich z podstawowymi zwrotami grzecznościowymi.
– Jak planuje pan rozwijać jednostkę na kieleckiej Bukówce?
– Chciałbym otworzyć ją na młodych ludzi, bo oni są solą naszej ziemi. Nie można dopuścić do tego, by nie wiedzieli, co to jest patriotyzm, by nie spotykali się z żołnierzami, którzy ów patriotyzm mają w sercach. Chcemy więc edukować w tym zakresie młodzież i dzieci. Współpracujemy z różnymi organizacjami i grupami rekonstrukcyjnymi, które chętnie włączają się w edukację najmłodszych.
– Dziękuję za rozmowę.
Katarzyna Bernat