PUBLICYSTYKA
I spraw Panie, by Korona wygrała...
Nie od dziś wiemy, że ich miejsce jest głównie w wojsku, szpitalu albo w… więzieniu. O kim mowa? O kapelanach. Do ich zadań należy posługa duszpasterska wśród pewnych grup oraz środowisk. Również sportowych. Jednym z takich pasterzy jest ksiądz Krzysztof Banasik, kapelan Korony Kielce.
Formalnie jest nim od niemalże dziesięciu lat. W diecezji kieleckiej piastuje także funkcję duszpasterza sportowców. – Nie zostałem nim wyłącznie z nominacji. Ta potrzeba wyrosła z mojej pasji, bo sam kiedyś grałem w piłkę. Wciąż uprawiam sport dla zdrowia. Natomiast Koronie kibicuję od lat szkolnych. Zawsze byłem blisko tego zespołu, nie tylko w ekstraklasie. Już jako kilkunastoletni chłopiec oglądałem żółto-czerwonych w drugiej i trzeciej lidze.
– Tam gdzie jest życie, powinien być również duszpasterz – twierdzi ksiądz biskup Marian Florczyk. - Jan Paweł II powiedział, że człowiek jest drogą Kościoła. Nie zostawiamy drugiej osoby samej sobie, nawet na arenach sportowych. Ta pomoc jest potrzebna. W pewien sposób obowiązkiem duszpasterskim księdza Krzysztofa jest bycie nie tylko ze sportowcami, ale również działaczami i trenerami. Co oznacza tutaj słowo „być”? Chodzi o pominięcie wszystkiego, co w sporcie techniczne. Nie można ingerować w założenia trenerskie czy koncepcje zarządu co do prowadzenia klubu. To nie są jego kompetencje. Jednak życie sportowca nie ogranicza się do boiska. Ale każdy człowiek, także sportowiec, ma problemy. Tutaj swoją rolę do spełnienia ma ksiądz Krzysztof – mówi ksiądz biskup Florczyk.
Zarówno jego, jak i księdza Banasika dobrze poznał były szkoleniowiec „złocisto-krwistych”, Leszek Ojrzyński. – Są to wierni kibice kieleckiego klubu, a przede wszystkim bardzo dobrzy ludzie – podkreśla.
Ojrzyński ciepło wspomina współpracę z księdzem Banasikiem. Na tyle dobrze, że nawet po pięciu miesiącach od rozbratu z żółto-czerwonymi mówi o nim: „nasz kapelan”. – Wiele mu zawdzięczam. Towarzyszył nam w szatni. Był z drużyną przed każdymi świętami. Jeżeli graliśmy w niedzielę, przyjeżdżał do nas, w miarę możliwości, żeby odprawić w hotelu mszę świętą dla chłopaków. To dobry duch zespołu. Zawodnicy czują w nim oparcie. W Bielsko-Białej nie ma kapelana, ale już nad tym pracuję. Jestem po rozmowie z tamtejszym biskupem i być może duchowny zawita do klubu od stycznia – uśmiecha się Ojrzyński.
Słowa byłego trenera potwierdza sam zainteresowany. – Z piłkarzami mam dobry kontakt. Wielu z nich wierzy w Boga. Są to zwykli ludzie, których trapią czasem problemy. Czasem potrzebują się wygadać. Proszą mnie wtedy o modlitwę, bądź inną pomoc duchową. Zawsze jedna pamiętam, że Korona nie jest katolickim klubem sportowym, grają u nas również zawodnicy innych wyznań. Nie naruszam zasad ich wiary, szanujemy się i mamy pozytywne relacje.
– Nasz kapelan utwierdza mnie w przekonaniu, że osoby duchowne są dobrymi ludźmi. One dużo rozumieją i dużo wiedzą o życiu. Nie warto wierzyć w nagonkę medialną na kapłanów i na Kościół – mówi Daniel Gołębiewski, napastnik „złocisto-krwistych”. – Korona to grupa charakternych ludzi. Każdy z nas ma swoje zdanie, przez co o konflikty nietrudno. Wtedy jest obok ksiądz, który potrafi nas utemperować. Ale kapelan pewnie przyzna mi rację – może właśnie taki powinien być chrześcijanin: odważny i mający swoje zdanie. Przecież nie można siedzieć cichutko, kiedy trzeba zabrać głos – uważa Gołębiewski.
Ksiądz Banasik nie tylko temperuje i ustawia, ale przede wszystkim modli się za piłkarzy. Czasem tuż przed samym meczem, w tunelu prowadzącym na murawę słychać donośne „z pomocą Bożą”. Pytany, czy można modlić się o korzystny wynik swojego zespołu odpowiada, że tak. – Chociaż w pierwszej kolejności modlę się o zdrowie zawodników obu drużyn, a także o wzajemny szacunek i sportową determinację. Jednak zawsze po kibicowsku mówię: „Panie Boże, jeżeli taka twoja wola, niech Korona wygra” – mówi z uśmiechem ksiądz Banasik.
Maciej Urban