PUBLICYSTYKA
Fortuna tu nie wygrał
Trwają mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym i liczymy na medale naszych skoczków. Przy tej okazji przypomnijmy, że u nas też była kiedyś skocznia. Skakał na niej sam mistrz Wojciech Fortuna.
Pierwsze skoki oddawano w Kielcach już pod koniec lat 30., kiedy wojsko wybudowało kompleks sportowo-rekreacyjny, do dzisiaj nazywany Stadionem Leśnym. W okolicy góry Pierścienica stworzono prawdziwe centrum sportów zimowych. Obok stoku narciarskiego wybudowano między innymi tor saneczkowy oraz drewnianą skocznię, na której można było oddawać kilkumetrowe skoki. Trudno jednak odszukać jakąkolwiek fotografię tej konstrukcji, choć na pewno dotrwała do wojny. Nie ma natomiast pewności, czy przetrwała czasy niemieckiej okupacji. Wiadomo za to, że w Kielcach nie zrezygnowano z oddawania skoków.
W 1954 roku, w miejscu starej mini skoczni stanęła nowa. Frunęło się z niej na odległość zaledwie 20-25 metrów. Nie przeszkadzało to w rozgrywaniu zawodów regionalnych, których niekwestionowanym liderem był kielczanin Jan Starzyński. Gdy pod koniec lat 60. obiekt zaczął popadać w ruinę, zdecydowano się na wzniesienie nowego.
O jedną dziesiątą…
Stworzenie projektu betonowej skoczni powierzono nie byle komu, bo Jerzemu Muniakowi, który odpowiadał między innymi za przebudowę Wielkiej Krokwi w Zakopanem przed mistrzostwami świata w 1962 roku. Nowy obiekt, z punktem konstrukcyjnym na 65 metrze, został oddany do użytku w grudniu 1969 roku, a już miesiąc później rozegrano na nim zawody. W pierwszych poważnych zmaganiach na Pierścienicy wzięło udział 30 zawodników, a wśród nich Wojciech Fortuna, późniejszy mistrz olimpijski z Sapporo. Wybitny skoczek zajął tu drugie miejsce, przegrywając o 0,1 punktu z innym zakopiańczykiem, Józefem Zubkiem. Co ciekawe, dwa lata później taka sama różnica przesądziła o zwycięstwie Fortuny w olimpijskich zawodach w Japonii. Podczas tego konkursu padł również rekord obiektu: Stanisław Janik poszybował na odległość 45 metrów. Nikt nie poprawił już tego rezultatu, nawet sam Fortuna, który zawitał do Kielc jeszcze w 1976 roku i zajął trzecie miejsce. Mówiąc nawiasem, to na szczycie Pierścienicy, w okazałym drewnianym budynku z szatnią i bufetem (spłonął w latach 90.) Wojciech Fortuna oglądał olimpijski konkurs w Innsbrucku.
Rok później zaprzestano skakania. Powodem był przestarzały próg, który stwarzał zagrożenie dla zawodników. Na kieleckim obiekcie kierunek odbicia pozwalał na wzbijanie się wysoko nad zeskok, jednak przy wytracaniu prędkości skoczkowie błyskawicznie spadali, przez co lądowanie było bardzo niebezpieczne. Nigdy nie zdecydowano się na poprawienie tej wady konstrukcyjnej, a skocznia stała się miejscem „nielegalnych” skoków oraz wędrówek ciekawych przygody, którzy ze szczytu podziwiali urokliwą panoramę Kielc. Tyle że prowadzące na górę żelbetonowej konstrukcji schody nie wytrzymały próby lat, dlatego takie eskapady stawały się coraz bardziej niebezpieczne i coraz częściej kończyły się wypadkami. W końcu nieremontowany przez 30 lat obiekt został zburzony 19 września 2006 roku. Dziś jest tylko wspomnieniem. I chyba nieprędko doczekamy się następnej skoczni…
Damian Wysocki
Konsultacja: Krzysztof Myśliński
Foto: Zbiory Muzeum Historii Kielc