PUBLICYSTYKA
Felieton wakacyjny
Dla dobra naszych pociech wakacje powinny trwać co najmniej dwa razy dłużej. Dlaczego? Otóż jest to jedyny okres, w którym dzieciarnia wychodzi ze swych jaskiń wyposażonych w iksboksy, laptopy, smartfony i inne nieodzowne do podtrzymania życia urządzenia, by zażyć nieco ruchu i komunikować się ze sobą bezpośrednio, a nie na fejsie.
W zakłopotanie jednak wprawia mnie jej brak kreatywności. Pędraki do znudzenia młócą w piłę na boisku, grasują bez celu po placach zabaw, a od wielkiego dzwonu użyją sobie w chowanego. I na tym koniec.
Pamiętacie Państwo nasze zabawy?
W wakacje na pierwszym miejscu (oczywiście po futbolu) były kapsle. Ich przygotowanie do trasy graniczyło z magicznym rytuałem: należało po kryjomu wyciąć z atlasu geograficznego flagę ulubionego państwa, zalać ją woskiem dla lepszego obciążenia i odpowiednio zetrzeć spód kapsla. Dopiero kwalifikował się na trasę ciągnącą się nieraz przez pół osiedla. Wysoko w hierarchii stała gra w noża. Najlepsze do niej były finki kupowane w "Harcerzu" na rogu dzisiejszej Dużej i Sienkiewicza. Czasem do rywalizacji dopuszczało się dziewczyny, ale wyłącznie te, które na to zasłużyły – na przykład umiały wspinać się na drzewa. Bywało, że zaszczycało się je uczestnictwem w ich zabawach: grze w gumę, w "Państwa–Miasta" albo w klasy, ale wyłącznie po to, by udowodnić, że i w tych konkurencjach jest się lepszym od nich. Skakanki się unikało jako zbyt feministycznego wynalazku.
Szaloną popularnością cieszyło się strzelanie plasteliną z aluminiowych rurek, kombinowanych zwykle przez ojców zatrudnionych w kieleckich fabrykach. Wariacją tej rozrywki była kuszodmuchawka, ale strzałki z przyssawkami należało przerobić na takie z igłami – kapitalnie wchodziły w korę drzew. Organizowało się też bitwy na kije – coś w rodzaju taekwondo. Gdy chciało się popróbować życia na krawędzi, huśtało się na huśtawce "do dobity", czyli jej maksymalnego osiągu. Nie spotykało się to jednak – ku ubolewaniu uczestników – ze zrozumieniem dorosłych.
Wachlarz rozrywek był naprawdę duży! Szkoda, że młódź nimi gardzi.
Chociaż… Kilka dni temu widziałem trzy dziewczynki grajce w klasy.
Dwie ściskały w dłoniach komórki.
Tomasz Natkaniec