PUBLICYSTYKA
Dobry początek i zmarnowany potencjał
Rozmowa z naczelnikiem kieleckiej delegatury Instytutu Pamięci Narodowej dr Dorotą Koczwańską-Kalitą oraz drem Ryszardem Śmietanką-Kruszelnickim, badaczem sprawy pogromu kieleckiego.
- W ubiegły weekend w Teatrze im. Stefana Żeromskiego odbyła się premiera spektaklu pt. „1946” wg tekstu Tomasza Śpiewaka i w reż. Remigiusza Brzyka. Artyści poruszyli temat pogromu kieleckiego. Jak państwo oceniacie tę sztukę?
Dorota Koczwańska-Kalita – Autor ma prawo do swojej kreacji. Ciekawa scenografia, niektóre sceny przejmujące. To, co zabija ten spektakl to jego dydaktyzm i moralizatorstwo. Trochę to trąci latami 50. ubiegłego wieku. Takie podejście do widza nie jest w porządku. Momentami miałam wrażenie, że spektakl odwraca uwagę od problematyki i skupia się na tym, jak widz ma myśleć o tym, co zobaczył. Teatr jest dobrym miejscem do podejmowania trudnych tematów, widz zajmuje w nim szczególne miejsce i musi mieć swobodę w przeżywaniu . Ryszard Śmietanka-Kruszelnicki – Do pewnego momentu sceny/obrazy były interesujące, poruszające. Postać Bajli Gertner i innych młodych ludzi, ich rozmowy, przeżycia i marzenia. W pewnym momencie coś jednak stało się ze scenariuszem, zamiast „wielości rzeczywistości” twórcy spektaklu wybrali ekspansywny jednorodny przekaz, przekaz publicystyczny. Widzowi został narzucony jeden punkt widzenia. Dotknęła, uraziła mnie scena, podczas której widzowie przekazywali sobie, zgodnie ze scenariuszem, elementy kaloryferów. W zamyśle zapewne była to „prowokacja teatralna”, odnosząca się narzędzi zbrodni znalezionych na miejscu zbrodni. Nie wziąłem w tym udziału, zastanawiałem się natomiast jak spektakl potoczyłby się, gdyby publiczność nie weszła w taką interakcję i emocjonalnie wyraziła swój sprzeciw. Czy twórcy spektaklu brali taki scenariusz pod uwagę?
- To dobrze, że temat pogromu jest obecny w dyskusjach i co do tego wszyscy się zgadzamy. Państwo uważają, że spektakl został źle poprowadzony.
R. Ś.-K. – Artyści poprzez dużą swobodę kreacyjną mogą „dotknąć” takiej strony wydarzeń, której badacze, w związku z rygorami warsztatu naukowego, nie są w stanie opisać. Mogą oddać emocje, ich siłę, mogą stworzyć artystyczną przestrzeń „między nieokreślonością a zatajeniem”. Ale przy temacie takiej rangi nie można uciekać od podstawowych faktów. To może być bardziej interesujące i inspirujące do refleksji aniżeli narzucanie określonej wizji/interpretacji.
- Wskażmy najmocniejsze i najsłabsze strony spektaklu.
D. K.-K.- Powrócę do tytułu „1946”,odnosi się do konkretnego miejsca i czasu. Budowanie akcji w oparciu o pewne zdarzenia pomijając inne - zastanawia. Zabieg przekazywania żeberek był kontrowersyjny. On pokazał, że brak świadomości i wiedzy powoduje wplątanie nas w sytuację, której nie chcemy. Świadomy widz nie powinien wziąć tego rekwizytu do ręki, bo wiadomo, w jakim celu został podany. Monolog płynący ze sceny odsłaniał ten mechanizm. Zachęta… a potem reprymenda. Chodziło o to, żeby nam powiedzieć, że jesteśmy antysemitami? Ponadto odzieranie Polaków z symboli narodowych jest nie na miejscu. Mówię o przywołaniu w taki sposób tekstów ks. Piotra Skargi. Pomieszanie epok, kontekstów historycznych. Z naszego punktu widzenia według myślenia twórców sztuki starożytna „Mitologia” jest też „stekiem bzdur”?, a przecież każdy rozsądny średnio wykształcony człowiek nie myśli w ten sposób zastanawia się nad aspektami kulturowymi i realiami epoki w której powstała. jest literatura .Artyści niepotrzebnie nawiązali do spraw polityki. Sztuka obroniłaby się, gdyby nie teza, którą koniecznie chciano udowodnić. Próba zmierzenia się z tą tematyką niewątpliwie jest plusem.
- Czy spektakl o pogromie kieleckim pomógł w czymś czy zaszkodził?
R. Ś.-K. – Myślę, że artystyczny „obraz” wydarzeń w Kielcach 4 lipca 1946 roku wciąż czeka na swojego Twórcę. Zespół aktorski z kieleckiego teatru zasługuje na lepszy scenariusz, w którym „przepracowana” zostanie wielowątkowość dramatycznych wydarzeń przy ul. Planty.
Dziękuję za rozmowę.
Dariusz Skrzyniarz