PUBLICYSTYKA
Człowiek podziemia
Człowiek jest jak wtorek. Dziś jest, jutro go nie ma – mawiał Stefan Kisielewski. Mateusz Kijowski też jest jak wtorek. Dziś o nim głośno, ale za jakiś czas zniknie ze sceny, jak choćby Janusz Palikot. Dlatego – jak być może Państwo zauważyli – nie zaprzątam sobie nim głowy, ale ten jeden raz zrobię wyjątek, bo trzeba człowieka bronić!
Otóż pan Mateusz oświadczył w jednej ze stacji radiowych, że „Inka”, na której pogrzeb wybrał się z kolegami pod sztandarami KOD by – jak przekonywał - uczcić bohaterską sanitariuszkę, nazywała się... Oddajmy mu głos: - „Jak ona się nazywała… Nie znam nazwiska, to nie ma znaczenia. Chyba Stańczykowska, tak? Nie wiem…”, przyznał z rozbrajającą szczerością. Natychmiast rzuciła się na niego sfora prawicowych – jak ich nazywa pewna gazeta – dziennikarzy. Że się skompromitował, że po co poszedł na pogrzeb, skoro nie wiedział na czyj, że 1 sierpnia na Powązkach też pewnie nie miał pojęcia, jakiego powstania rocznicę obchodzimy.
Mój Boże, a jeśli nawet to co? Człowiek jest tylko człowiekiem! Ma prawo zapomnieć. Albo nie wiedzieć. Jednak trochę martwi niefrasobliwość Mateusza Kijowskiego. Przecież jakiś czas temu zapowiedział, że w obliczu terroru, jaki szaleje w Polsce pod rządami Jarosława Kaczyńskiego, członkowie KOD zejdą do podziemia. O ile się orientuję, jeszcze nie zeszli, bo widziałem ich niedawno uśmiechniętych na Sienkiewce, ale to może wyłącznie dlatego, że nie wiedzą jak!
I tutaj właśnie kłania się krótkowzroczność ich lidera. Przecież studiując historię Polskiego Państwa Podziemnego i życiorysy jego bohaterów szybko nabyłby niezbędnej wiedzy. A gdy się ma tak rewolucyjne plany, wręcz trzeba zgłębić reguły konspiracji, techniki kamuflażu, zasady kryptologii, małego sabotażu, kolportażu bibuły i masę innych rzeczy! A ile z tym zachodu! Tylkoz czego on ma się tego nauczyć? Ze „Stawki większej niż życie”? I co? Będzie w piwnicy pikał w radiostację: „Mateusz Kijowski znowu nadaje”? Albo „Najlepsze kasztany są na placu Defilad”? Nie bądźmy śmieszni, proszę państwa. Tu jest potrzebny profesjonalizm, a nie amatorka Hansa Klossa i jego Armii Ludowej.
I choćby z tego jednego powodu zaapelujmy do pana Mateusza, by sięgnął po literaturę i przyswoił sobie przynajmniej niektóre z nazwisk bohaterskich żołnierzy podziemia. Przy okazji dowie się czegoś więcej o tysiącach tych, którzy torturowani i mordowani strzałem w potylicę w mrocznych kazamatach UB bez wahania oddali życie za prawdziwie wolną Polskę. Taką jak dziś, w której pan Mateusz może, kiedy tylko zechce, schodzić sobie do podziemia.
Tomasz Natkaniec