PUBLICYSTYKA
Czaszka zamknięta na wieczność
W grobowej niszy leżą porozrzucane ludzkie kości. W kącie grobu, daleko od reszty ciała, ktoś ułożył z kamieni skrzyneczkę, by w niej uwięzić czaszkę. Po co? Może po to, by jej właścicielka nie mogła już wrócić na ziemię. Była wampirem? Czarownicą? Na pewno się jej bano. Ale dlaczego?
Paweł Kowalczyk z Kleczanowa koło Sandomierza orał pole, gdy zobaczył duży płaski głaz. Zdziwiło go to. W tej okolicy nie ma takich. Chciał go przenieś w inne miejsce, ale pod nim był następny płaski kamień, i kolejny. Ułożono je w pionowym szybie o głębokości ponad półtora metra, na końcu którego była owalna jama. Spoczywały w niej porozrzucane ludzkie kości.
Kowalczyk pobiegł do telefonu, by zawiadomić archeologów z Sandomierza. Wiedział, że w tej okolicy już 30 lat temu znaleziono stare cmentarzysko.
Archeolodzy przyjechali błyskawicznie. – Odkryty grób należy do tak zwanej kultury złockiej, znanej tylko z terenu sandomierskiego. Nazwa pochodzi od wsi Złotej, gdzie w latach 30. XX w. raz pierwszy znaleziono pochówki w takim obrzędzie – mówi dr Marek Florek z Urzędu Ochrony Zabytków w Sandomierzu.
– Ale to znalezisko jest wyjątkowe nie tylko dlatego, że liczy sobie ponad 5 tysięcy lat. Wszystko wskazuje na to, że pochowano tam chorą kobietę o zdeformowanym ciele. Świadczy o tym dziwny kształt jej czaszki i różnej długości nogi; jedna krótsza od drugiej o 5 cm. Kości połączone jakimiś wiązadłami, porozrzucane były w grobie, bez porządku anatomicznego. Nie złożono ich tam od razu po śmierci kobiety. Zwłoki najpierw wystawiono na powietrzu i dopiero kiedy rozłożyły się tkanki miękkie, kości pochowano w grobie wykopanym w ziemi – tłumaczy dr Florek.
Najdziwniejsze jednak jest to, co zrobiono z czaszką nieszczęsnej. – Oddzielona od reszty ciała, spoczywała w kamiennym „więzieniu” urządzonym w kącie jamy grobowej. Jakby ktoś chciał ją tam zamknąć na wieczność. Przywodzi mi to na myśl zabiegi wampiryczne. Chora, zdeformowana kobieta musiała budzić grozę w swojej społeczności. Obok czaszki znaleźliśmy kamienny grot. Może ją zabito? – zastanawia się archeolog. – Może uważano ją za czarownicę, wampira, stworzenie nie z tego świata?
To wyjątkowo cenne odkrycie. – Po pierwsze: będziemy mogli zbadać na co chorowała kobieta. W jaki sposób umarła. Po drugie: kim była i jak ją traktowano – wylicza dr Florek.
Zwykle groby kultury złockiej są bogato wyposażone w naczynia, ozdoby z kości, muszli, a nawet bursztynu. Zmarłych obdarowywano różnego rodzaju narzędziami wykonanymi z krzemienia, kości i rogu. Tymczasem ten grób jest wyjątkowo ubogi. Znaleziono w nim kamienne tarczki od pasa, fragment siekiery i rozbite naczynia. – Myślę, że był on obrabowany, ktoś wyniósł z niego cenne rzeczy, a naczynia potłukły się w czasie transportu na powierzchnię. Zwłaszcza, że niemal w tym samym miejscu znaleziono w 1985 r. grób ceramiki sznurowej. Uważam, że mogiłę kobiety okradziono, by znalezione w niej przedmioty podarować innemu zmarłemu. Nie byłoby to zjawisko odosobnione. Zdarza się, że przez całe wieki ludzie chowają swoich zmarłych w tym samym miejscu i kradną grobowe skarby – wyjaśnia archeolog.
Szczątki przewieziono do Instytutu Antropologii UMCS w Lublinie. Teraz antropolodzy wezmą je „pod lupę”. A kiedy zrobi się ciepło, do Kleczanowa wrócą archeolodzy.
Dorota Kosierkiewicz