PUBLICYSTYKA
Czarno to widzę
Scarlett O’Hara, jak powszechnie wiadomo, nie była piękna, co już w pierwszym zdaniu „Przeminęło z wiatrem” zauważyła Margaret Mitchell. Jednak powód, dla którego władze pewnego kina w Memphis po 34 latach wycofały ekranizację książki ze swego repertuaru, jest inny: powieść i film dyskryminują czarnoskórych mieszkańców USA.
Właściwie należałoby popukać się w czoło, co byłoby najlepszym komentarzem do tej historii, gdyby nie fakt, że nadgorliwa decyzja dyrektora kina to najlepszy przykład na to, w jak ślepą uliczkę zabrnęła poprawność polityczna wobec czarnoskórych w amerykańskim wydaniu. Ale to, że obywatel USA nie obejrzy w kinie na przykład legendarnych „Narodzin narodu” D.W. Griffitha, bo apologizują Ku–Klux-Klan (kto dziś wie, że należał do niego prezydent Harry Truman?), lub będzie musiał znosić fochy reżysera Spike’a Lee, który zbojkotował w 2016 roku ceremonię rozdania Oscarów, bo ani jeden Murzyn nie dostał nominacji, to małe miki. Najciekawsze, że chcąc po latach ciemiężenia dowartościować potomków niewolników, współczesna Ameryka od 40 lat dyskryminuje... białych. Na przykład niejaką Abigail Fisher, ofiarę akcji afirmatywnej.
Cóż to takiego? Dokładnie to samo, co nasze punkty za pochodzenie, przyznawane w czasach PRL. W USA obowiązują od 1978 roku, kiedy to Sąd Najwyższy uznał, że system preferencji etniczno-rasowych faworyzujący kolorowe mniejszości jest pożyteczny, bo Ameryka potrzebuje większej różnorodności elit. Jednak 22-letnia Abigail Fisher z powodu akcji afirmatywnej nie dostała się na studia na uniwersytet w Teksasie, bo jej czarnokórzy konkurenci, choć uzyskali mniej punktów na egzaminach, skorzystali z ułatwień systemu. I dla Abigail miejsca zabrakło. Dlatego bodaj przed dwoma laty wytoczyła proces uczelni argumentując, że – jej zdaniem – padła ofiarą klasycznej dyskryminacji rasowej, bo 14. poprawka do amerykańskiej Konstytucji mówi przecież, że obywatele są równi wobec prawa. Kłopot w tym, że takich jak Abigail są tysiące.
Akcja afirmatywna wciąż rozpala wśród Amerykanów namiętne dyskusje, podobnie jak pomysły, które świetnie znamy – choć w innej wersji – z europejskiego, poprawnego politycznie podwórka. U nas na przykład co jakiś czas wybucha spór o to, czy stosowny procent kobiet powinien zasiadać w parlamencie. Póki co jednak nie zanosi się na to, by amerykańskie i europejskie lewackie elity zrozumiały prostą rzecz: ludzie różnią się od siebie, tak było jest i będzie, i żadna inżynieria społeczna tego nie zmieni.
Swoją drogą ciekawe, co pójdzie pod topór po „Przeminęło z wiatrem”? Lista książek i filmów jest długa, ale najbardziej byłoby mi szkoda „Przygód Hucka” Marka Twaina. A są zagrożone. Wszak przedsiębiorczy Huck, ratując niewolnika Jima, wciąż wyrzuca sobie, że pójdzie do piekła za udzielanie pomocy Murzynowi, a to już jest niepoprawne politycznie.
Więc czarno to widzę.
Tomasz Natkaniec