PUBLICYSTYKA
Ciężkie czasy dla gangsterów
– Zamiast kraść jako dyrektor, fabrykant, sekretarz czy inny prezes, lepiej już kraść par excellence jako złodziej. Tak jest chyba uczciwiej – mówił w finale „Vabank” Juliusza Machulskiego niezapomniany Henryk Kwinto, zniesmaczony prostackimi szwindlami bankiera Gustawa Kramera. Trudno mu się dziwić. Hołdujący honorowym złodziejskim zasadom i mistrzowski w swym fachu kasiarz nie mógł ścierpieć gościa, który bezceremonialnie je łamał, skubiąc klientów swego banku zza biurka. Ciekawe, co powiedziałby dziś, gdy morale przestępców sięgnęło absolutnego dna.
Przecież jeszcze do niedawna szanujący się gangsterzy prowadzili swą działalność zgodnie z obowiązującymi zasadami: wymuszali haracze, porywali dla okupu, kradli luksusowe samochody, handlowali narkotykami i tak dalej. Wykonywali pracę niewdzięczną i niepopularną wśród społeczeństwa, obarczoną ogromną dozą ryzyka. Pół biedy, gdy gangster trafiał za kraty. Założę się, że miał tam nie gorzej niż Siara–Siarzewski z „Kilera”, skoro przy Machulskim jesteśmy. Kłopot pojawiał się, gdy trzeba się było zmierzyć z konkurencją – to mogło się skończyć galowym gangsterskim pochówkiem. Jednym słowem – nieciekawa robota.
Tak było kiedyś, ale ostatnimi laty etyka tego zawodu podupadła, a uprawiający go wkroczyli na obszary zarezerwowane do tej pory dla białych kołnierzyków. Oto bowiem okazało się, że zatrzymani niedawno Słowik, Parasol i Wańka, czyli filary pruszkowskiej mafii, wcale nie zostali zgarnięci za rozboje i wyłudzenia. Służby capnęły ich za oszustwa podatkowe! Oni i im podobni przerzucili się bowiem na tak zwaną karuzelę VAT, co pozwalało wzbogacić się bez ryzyka i frustrującej mokrej roboty. Co za komfort! Siedziały sobie chłopaki za biurkami, paliły cygara, całymi tonami produkowały lewe faktury, a kasa płynęła szerokim strumieniem. Zwłaszcza że ryzyko niemal nie istniało. Tak się bowiem szczęśliwie dla nich złożyło, że kiwanie państwa na grube miliardy nie było przesadnie wysoko karane, a służby skarbowe jakoś szczególnie ich nie nękały.
Wygląda jednak na to, że gangsterzy wrócą do korzeni, bo właśnie zakończył się proces legislacyjny, wprowadzający wreszcie porządek w tej stajni Augiasza. Przypomnijmy: jeżeli gagatek wyłudzi podatek VAT na towary lub usługi o wartości przekraczającej pięć milionów złotych, to dostanie od 3 do 15 lat paki. Jeżeli zaś wartość towarów lub usług wskazanych w fałszywych fakturach będzie przekraczać dziesięć milionów złotych, szachraj pójdzie za kratki na 25 lat, podobnie jak w przypadku najcięższych zbrodni. To już dużo mniej opłacalne. Na dobitkę rząd zreorganizował służby skarbowe, które otrzymały nowe, skuteczne narzędzia do walki z tego rodzaju przestępczością i zamierzają z nich korzystać. Oby skutecznie, bo specjaliści obliczają, że na przestępstwach skarbowych Polacy w ciągu minionych trzech lat stracili od 90 do 120 miliardów złotych, które można było przecież wydać na coś innego.
Tak więc idą ciężkie czasy dla gangsterów.
I chyba nie tylko.
Tomasz Natkaniec