Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM
×

Ostrzeżenie

JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 43.

PUBLICYSTYKA

Chciałem być jak Marek Niedźwiecki

piątek, 20 lutego 2015 13:39 / Autor:
Chciałem być jak Marek Niedźwiecki
Chciałem być jak Marek Niedźwiecki

Rozmowa z Władysławem Burzawą, radnym Porozumienia Samorządowego Wojciecha Lubawskiego.

- Pamiętam jak tworzył pan kielecką telewizję TKK Kielce. Jak pan wspomina te czasy?

- Jako wspaniałe i pionierskie. Telewizja Kablowa Kielce była bodajże jedną z pierwszych w Polsce. Mnóstwo osób, które zaczynały w TKK, pracuje obecnie w stacjach telewizyjnych, również w ogólnopolskich. Zdadzę też, że bardzo często potwierdzona na piśmie praktyka w TKK stanowiła kartę przetargową w znalezieniu zajęcia na wizji. Takie osoby nie musiały uczyć się od początku dziennikarskiego fachu. W TKK przeszli niezłą szkołę życia, zwłaszcza tego medialnego.

- Pamięta pan fuzję, wtedy jeszcze z Radiem Plus Kielce, w wyniku której tu, gdzie teraz rozmawiamy stała, wasza telewizyjna kamera?

- Oczywiście, to też było pionierskie. Nikt wtedy tak nie robił, nikt nie myślał o fuzjach. Teraz to już żadna nowość, ale można powiedzieć, że byliśmy pierwsi.

- Wielokrotnie, nawet podczas obrad sesji Rady Miasta, podkreślał pan, że ceni sobie dziennikarstwo, że jest pan dziennikarzem. Rzeczywiście lubi pan tę pracę?

- Bardzo lubię. Jak pan wspomniał, zaczynałem w telewizji, pracowałem w Gościu Niedzielnym, obecnie pisuję do Tygodnika Katolickiego Niedziela. Mówiąc nawiasem, nigdy nie przypuszczałem, że zostanę dziennikarzem. Jako młody chłopak uwielbiałem natomiast słuchać popularnej „Trójki”. Lista przebojów Programu Trzeciego Polskiego Radia to była prawdziwa bomba. Zakochałem się wtedy w głosie Marka Niedźwieckiego, gdy mówił na przykład: „Wubiegłym tygodniu na miejscu piątym, a w tym awans na podium - number two: Budka Suflera”. Chciałem być taki, jak on. Nie udało się, ale jestem Władkiem Burzawą, katolickim dziennikarzem, i czuję się z tym bardzo dobrze.

- Nie tęskni Pan za aktywnym dziennikarstwem?

- Z biegiem czasu człowiek musi się zdeklarować i zdecydować, co chce w życiu robić. Ja wybrałem życie rodzinne i staram się poświęcać rodzinie jak najwięcej siebie i swojego czasu. Będąc aktywnym dziennikarzem, nie mógłbym spędzić tylu wspaniałych chwil z żoną i synami. Bycie żurnalistą na pełnym etacie to zadanie dla ludzi młodych, bez zobowiązań, obowiązków i rodziny. Ja te obowiązki mam, ale są to najprzyjemniejsze obowiązki jakie znam, bo bardzo cenię i kocham moją familię. Można oczywiście wszystko kupić, dać, ale nigdy nie zwrócę im straconego czasu. Kiedyś istotnie, pragnąłem pokazywać świat i przedstawiać różne sprawy za pośrednictwem mediów. Dziś wolę spokojniejsze życie u boku rodziny.

- Wielu kielczan, gdy słyszy pana nazwisko, kojarzy je ze studnią w Sudanie i żywą szopką bożonarodzeniową… Jest pan dumny z tych projektów?

- Oczywiście, ale nie udałoby się ich zrealizować, gdyby nie poświęcenie i ofiarność mieszkańców, dlatego jestem dumny przede wszystkim z kielczan. To nie jest przecież tak, że Burzawa zebrał makulaturę. Oni to robią. Najbardziej zaskakują mnie seniorzy, którzy idąc do kościoła o laseczce, niosą paczkę ze zużytymi papierami. Cieszy fakt, że są osoby zainteresowane pomocą drugiemu człowiekowi i misjami. Kłaniam się Państwu za każdy kilogram makulatury, który przynieśliście i przyniesiecie, bo nadal będziemy to robić.

- Wracając do szopki, musi pan bardzo lubić zwierzęta?

- Tak, ale raczej na odległość. Kiedyś mieliśmy w domu psa, była to suczka, wabiła się Lala. Podarowano mi ją na imieniny, ale odradzam wszystkim taki pomysł na prezent. Jest zbyt absorbujący. Jako szczeniak Lala była małą fajną białą kulką, a po pół roku zrobił się z niej duży owczarek podhalański. Gdy stawała na łapach, mogła przeskoczyć całe ogrodzenie, a prawdziwy problem pojawił się, po przyjściu na świat naszego pierwszego syna. Suczka zrobiła się niesamowicie o niego zazdrosna i kiedyś rzuciła się na ubrania Piotrka, pogryzła je. Wtedy uznaliśmy, że dalsze trzymanie psa w domu jest zbyt ryzykowne i niebezpieczne. Wysłaliśmy Lalkę na wieś.

- Wstydzę się...

- Ludzi, którzy nie szanują starszych osób, którzy nie mówią "dzień dobry" i kłamią.

- Moja największa wada...

- Jestem strasznym bałaganiarzem. Jeszcze za czasów kawalerskich, kiedy chodziłem z moja żoną, szczerze jej się do tego przyznałem. Śmiała się, a że była we mnie zakochana po uszy, wyszła za mnie za mąż i dopiero wtedy przekonała się, jak bardzo byłem szczery.

- Najbardziej denerwuje mnie...

- Brak uprzejmości i zasępione miny ludzi. Uśmiech jest bardzo ważny, ten na co dzień, ten dla nawet obcych osób. Wtedy żyje nam się lepiej. Denerwuje mnie również to, o czym już wspominałem, że tak rzadko mówimy do siebie „dziękuję”, „proszę” i „przepraszam”.

- W życiu kieruję się...

- Zasadą, iż najważniejszy jest Pan Bóg i moja rodzina.

- Moja największa wygrana...

- Zdecydowanie żona Lidia, poślubiłem ją dokładnie dwadzieścia lat temu w maju i od tego czasu jesteśmy szczęśliwym, zgodnym małżeństwem.

- Dziękuję za rozmowę.

Robert Majchrzyk

W jaki sposób pielgrzymka połączyła Władysława Burzawę i jego żonę Lidię? Co takiego uwielbia w jajecznicy na boczku i za co kocha Juliusza Verne'a? Słuchaj "Wywiadu bez krawata" w każda sobotę między godziną 12 a 15, tylko w Radiu eM Kielce.

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO