PUBLICYSTYKA
Cepem, mości panowie…
Jak wiadomo, gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, więc to, że telewizja publiczna w warstwie informacyjnej jest wciąż daleka od doskonałości, mnie nie dziwi. W ogóle niewiele mnie już dziwi, nawet to, że do TVP przytulił się skądinąd miły chłopaczyna Łukasz Mężyk, którego wywiady z politykami polegały głównie na potakiwaniu głową i taktownym milczeniu. Albo to, że wszechobecny teraz na wizji Witold Gadowski jest tak rzetelny w rzemiośle, jak ja biegły w kurpiowskich wycinankach. (Przez tego faceta o mało nie pojechałem w ubiegłym roku w Bieszczady, bo ogłosił, że Ustrzyki Górne opanowały tysiące uchodźców z Syrii. Poważnie).
A propos wszechobecnych: nie dziwi mnie też obecność w studio stale tych samych ekspertów, głównie ze środowiska „Gazety Polskiej” i „W Sieci”, choć podobno są jeszcze oprócz nich inni mądrzy ludzie, ale to mogą być niesprawdzone pogłoski. Są też jednak dobre strony zmian: wreszcie pojąłem, po co prezes Juliusz Braun zlikwidował dobranockę! Po to, by oszczędzić maluchom rozdwojenia jaźni od patrzenia na sympatycznych braci Karnowskich, obecnych teraz wszędzie. Jak do niedawna profesor Zaradkiewicz, ten od Trybunału Konstytucyjnego, który po odejściu Rzeplińskiego wreszcie opuścił gmach telewizji i wrócił z frontu do domu.
Jednym słowem – świat nie jest idealny, to oczywiste. Ale zatelepało mną, gdy obejrzałem jak Maciej Pawlicki, jeden z moich ulubionych publicystów, wyskoczył z „prowokacją dziennikarską” wobec Ryszarda Petru. Złotousty Ryszard nie jest facetem z mojej bajki, ale robienie z niego na oczach milionów widzów aresztowanego za szpiegostwo Ryszarda P., by udowodnić, że „kłamstwo ma niedobre konsekwencje” – jak to ujął Pawlicki – jest niesmaczne. A jeszcze bardziej jego argumentacja podparta podchodami TVP. Bo oto Pawlicki mówi, że takie prowokacje są na porządku dziennym na Zachodzie, a nawet – jako krytyk filmowy – podpiera się Orsonem Wellesem, który swym słuchowiskiem o ataku Marsjan na USA zrobił w konia miliony przerażonych Amerykanów. Tyle że na Zachodzie nikt nie posunąłby się w publicznej TV do takiego happeningu, to raz. Dwa – jak już przywołujemy wielkiego Wellesa, to trzeba powiedzieć, że swym słuchowiskiem nikogo nie obraził (może oprócz inteligencji Amerykanów). I trzy – czy równie chętnie co Ryszarda P. redaktor Pawlicki uczyniłby bohaterem zatrzymania na przykład Jarosława K.? Beatę Sz.? Antoniego M.? I dlaczego tego nie zrobił?
Niestety, nie dziwi mnie też to, że ani TVP, ani Pawlickiego nie stać na słowo „przepraszam”, a telewizja brnie w naśmiewanie się z wpadek Petru, jakby to miało cokolwiek wspólnego ze sprawą. Jeśli tak walczy o wiarygodność, to wybrała nieodpowiednią broń. Cepem wiele nie zwojuje.
Tomasz Natkaniec