PUBLICYSTYKA
Byłem dumny z moich wąsów
Rozmowa z Krzysztofem Słoniem, senatorem RP z ramienia Prawa i Sprawiedliwości.
- Zazwyczaj jest Pan uśmiechnięty i pogodny. Potrafi Pan wybuchnąć i uderzyć pięścią w stół?
- Zdarza się, choć umiem trzymać nerwy na wodzy, bo nie lubię przekraczać pewnych granic. Co do uderzania pięścią w stół, staram się to robić słowami. Jeśli się z czymś nie godzę, jasno to artykułuję.
- Dlaczego zrezygnował Pan z noszenia charakterystycznych wąsów, Pana znaku rozpoznawczego?
- Muszę przyznawać się do wszystkiego?
- Uprzejmie proszę…
- No dobrze... Przez kilka lat istotnie był to mój znak rozpoznawczy, nawet mówili na mnie „Słoń z wąsami”. Ale zaczęło się z nimi dziać coś dziwnego…
- Co takiego?
- Przede wszystkim posiwiały, a z czasem pojawiały się różne inne kolory…
- To co? Pan Kleks miał kolorową brodę…
- Ale ja nie chciałem być Panem Kleksem.
- I kiedy nastał dzień pozbycia się wąsa?
- To był 2 sierpnia, trzy lata temu. Stanąłem przed lustrem i powiedziałem: dosyć tego tęczowego zarostu! Golę go! Chociaż byłem dumny z tych wąsów. Odzwierciedlały moją sarmacką naturę, którą mam zapisaną w genach (śmiech).
- Teraz jest słoń bez wąsów, ale za to z brodą...
- Tak, za to z brodą. Powiem szczerze, nie żałuję tej decyzji! Utwierdzili mnie w niej najbliżsi oraz znajomi, którym przypadł do gustu nowy image i twarz ozdobiona dwudniowym zarostem. Podobno dodaje to trochę powagi…
- I uroku?
- No, powiedzmy... Niektórzy twierdzą, że i uroku. Póki co zostanę nieogolonym Słoniem z kilkudniowym zarostem.
- Czy pan senator pozwoli, że zostaniemy przez chwilę jeszcze przy tym temacie?
- Zależy, o jaki zarost Pan będzie pytał…
- Spokojnie, chodzi o głowę…
- A to chętnie!
- Czy zawsze miał Pan na głowie takie bujne afro?
- Nie zawsze… Wcześniej moje afro było o wiele bujniejsze (śmiech).
- Za młodu?
- Tak, a prawdziwe apogeum bujnej fryzury przypada na okres nauki w technikum elektrycznym. Ile ja się namęczyłem z rozczesywaniem tych loków, a i tak wyglądałem jak afroamerykanin, tylko o jasnym zabarwieniu skóry. Śmieję się teraz w myślach, bo przypominają mi się różnego rodzaju historie związane z moja czupryną…
- Nadstawiam uszu...
- Jedna z nich opowiada o tym, jak świetnym miejscem na przechowanie różnych rzeczy były moje włosy…
- Ściągawek na przykład?
- Nie, nie, choć jest to jakiś pomysł. Kiedyś schowałem kolegom ponad dwadzieścia długopisów. Nie zapomnę nigdy ich min! (śmiech). Zachodzili w głowę, gdzie się podziały… Szczerze powiem dobrze zachodzili, bo przecież były w głowie, tylko, że w mojej.
- Nadal Pan robi takie kawały?
- Kawały robię rzadziej, ale włosy są cały czas niesforne, cały czas się kręcą, choć muszę powiedzieć, że taka fryzura, to swego rodzaju łatwiejsze poranki…
- Nie rozumiem...
- Jak długo układa Pan rano fryzurę?
- Nie układam…
- Ja też nie! Wbrew pozorom, wystarczy mi kilka ruchów dłoni i mogę wychodzić. Nie używam grzebieni i szczotek. Martwi mnie jednak fakt, że moje włosy też już siwieją.
- Taka siwizna podobno dodaje mężczyźnie uroku… Ja chciałem osiwieć, ale niestety, łysieję!
- Trzeba z godnością przyjąć i siwiznę, i łysinę. Z całą pewnością nie będę zmieniał kolorów włosów, naciągał skóry i korzystał z innych upiększających zabiegów.
- Dziękuję za rozmowę.
Robert Majchrzyk
Czy senator Krzysztof Słoń planuje hucznie obchodzić pięćdziesiątkę? Jakie przygody miał zdając na studia i czy jako Słoń boi się myszy? O tym dowiecie się słuchając Radia eM Kielce w najbliższą sobotę, między godziną 12 a 15.