PUBLICYSTYKA
Być kobietą…
Dobra wiadomość dla pań przed ich świętem. Według renomowanej międzynarodowej firmy doradczej Pricewaterhouse Coopers rynek pracy w Polsce jest coraz bardziej dla nich przyjazny: w rankingu sporządzanym przez PwC awansowaliśmy w ciągu minionego roku z 12. na 9. miejsce, zostawiając w pokonanym polu takie kraje, jak Szwajcaria, Kanada, Wielka Brytania i Niemcy. Mało tego. Różnica w wynagrodzeniach między mężczyznami a kobietami wynosi dziś zaledwie 7 procent; mniej jest tylko w Nowej Zelandii i Słowenii. A jeśli trend się utrzyma, płace zrównają się w okolicach 2021 roku.
Nie wiem, jak sobie poradzą z tą informacją polskie feministki.
Teoretycznie rzecz biorąc, powinny otwierać szampany, ale coś mi się wydaje, że korki jednak nie będą strzelać. Mało tego, może się okazać, że Kazimiera Szczuka czy Magdalena Środa popadną z powodu tych danych we frustrację. Poważnie! Dlaczego? Jak to dlaczego? Dlatego że – paradoksalnie – przytoczone liczby pokazują, że nie trzeba zakłócać ruchu ulicznego kolejnymi manifami, przebierać się za wiedźmy, bębnić, trąbić, powiewać, dąć i czochrać włosy, by osiągnąć cel. Nie trzeba parytetów i innych histerycznych wynalazków, by kobieta została doceniona. Wystarczy zdrowy rozsądek, wiedza i święta zasada systemu kapitalistycznego – konkurencja. Gdy gospodarka jest naprawdę konkurencyjna, znajduje to także odbicie w zatrudnieniu. Przecież gdybyście Państwo byli, dajmy na to, szefami firmy i mieli do wyboru dyrektora nieudacznika i jego zastępcę – bystrą, obrotną kobitkę, nie zastanawialibyście się długo i natychmiast zamienilibyście ich miejscami. Do tego nie są potrzebne żadne parytety.
Skoro już jesteśmy przy parytetach: zawsze uważałem ten pomysł za szczególnie poniżający płeć piękną i nadziwić się nie mogłem, że wpadły na to akurat… feministki. Poniżający, bo cóż to za radocha zająć jakieś stanowisko nie dlatego, że mam ku temu odpowiednie wykształcenie, nie dlatego, że włożyłam wiele pracy, by je zdobyć, że po drodze pokonałam na swej drodze ileś trudności i poświęciłam ileś rzeczy, że wciąż podnoszę swoje kwalifikacje, by być coraz lepszą, ale tylko dlatego, że jestem… kobietą? Naprawdę, kompletnie nie mieści mi się w głowie, jak jedna kobieta może do tego stopnia upokarzać drugą, przekonując na dobitkę, że w ten sposób walczy o jej prawa.
Zresztą może niepotrzebnie szukam w sposobie rozumowania feministek jakiejkolwiek logiki, skoro jeszcze nie tak dawno szefowa Feminoteki Joanna Piotrowska całkiem serio oświadczyła: „Myślę że gdyby nie brak równości w podręcznikach szkolnych, już mielibyśmy kolejną Marię Skłodowską-Curie”.Oczywiste, prawda?
Dobrze chociaż, że Kopernik była kobietą…
Tomasz Natkaniec