Słuchaj nas: Kielce 107,9 FM | Busko-Zdrój 91,8 FM | Święty Krzyż 91,3 | Włoszczowa 94,4
Szukaj Facebook Twitter Youtube
Radio eM

PUBLICYSTYKA

By było jak kiedyś…

środa, 15 czerwca 2016 06:27 / Autor: Tygodnik eM Kielce
By było jak kiedyś…
By było jak kiedyś…
Tygodnik eM Kielce
Tygodnik eM Kielce

Była zdrową, pełną życia kobietą, szczęśliwą żoną i matką. Jedna noc wszystko zmieniła. Dominika Karbowniczek nagle zachorowała. Rodzina walczy o jej sprawność. Nie jest to jednak takie proste.

– Pamiętam, że był bardzo ciepły wieczór. Razem z żoną snuliśmy plany na weekend. Nic nie wskazywało na to, że coś z nią jest nie tak. Położyliśmy się spać, szczęśliwi, że możemy odpocząć po całym dniu. To, co się stało rano, zapamiętam do końca życia – wspomina Marcin Karbowniczek, mąż Dominiki.

Czy przeżyje?

Mężczyznę obudziły dziwne odgłosy. Okazało się, że jego żona się dusi. Marcin natychmiast wezwał karetkę i podjął reanimację. Wszystkiemu przyglądała się ich półtoraroczna córka. – To jest nie do opisania, co się wtedy działo, malutkie dziecko patrzyło, jak jej matka walczy o życie – wtrąca mężczyzna.

Niespodziewane zatrzymanie krążenia oraz długotrwała reanimacja doprowadziły do obrzęku i niedotlenienia mózgu. Dominika ma już za sobą śpiączkę oraz dwie poważne operacje serca i głowy. – Dokładnej diagnozy nie postawiono, lekarze powiedzieli jedynie, że problemy z sercem są skutkiem najprawdopodobniej niedoleczonej choroby. Nie wiedzieliśmy, czy Dominika będzie chodzić, mówić, czy w ogóle przeżyje. Nie podawaliśmy się jednak. Cały czas wierzyliśmy, że będzie tak jak dawniej – wspomina Renata Ćwiklińska, mama kobiety.

Przez miesiąc od zdarzenia Dominika przebywała w ostrowieckim szpitalu, potem przewieziono ją do kliniki profesora Hagnera w Bydgoszczy. – Jeździliśmy z żoną, gdzie się dało, żeby tylko wróciła do zdrowia. Na początku nadzieje były ogromne. To wszystko stało się we wrześniu, a ona już w grudniu siedziała z nami przy Wigilii, co prawda na wózku i bez świadomości, ale dla nas liczyło się, że w ogóle siedzi. W styczniu zaczęła wypowiadać pierwsze słowa. Myśleliśmy, że wróci do całkowitej sprawności – przyznaje Marcin.

Niestety, tak się nie stało. Co prawda, dzięki uporowi i ciągłej walce rodziny Dominika potrafi chodzić i mówić, ale nie ma z nią normalnego kontaktu. – Obcym ludziom wydaje się, że wszystko jest w porządku. Nie wiedzą jednak, że córka żyje w swoim świecie. Trzeba się nią cały czas opiekować: karmić, przewijać, zupełnie jak małe dziecko – mówi pani Renata.

W tym momencie Marcin spogląda na Dominikę: – Z nią jest jeszcze więcej pracy niż z dzieckiem. Bardziej samodzielna jest nasza sześcioletnia Wiktoria. Często bywa tak, że to ona chroni mamę przed problemami, na przykład tłumaczy jej, że nie wolno czegoś ruszać, bo można się zranić czy poparzyć – dopowiada.

Dominika cały czas jest pod opieką specjalistów, jednak to rodzina wykonuje najwięcej pracy. – Obecnie żona ma indywidualną rehabilitację domową, ale próbowaliśmy też innych. W wielu miejscach szukaliśmy rehabilitantów. Oprócz Bydgoszczy, byliśmy też w Bielsku Białej i Warszawie. Próbowaliśmy także nowatorskiej rehabilitacji metodą biofeccbok w Strumieniu i Lublinie. To wszystko dawało pewne rezultaty, ale niewystarczające, bo Dominika nadal nie jest samodzielna. Cały czas ktoś musi przy niej być. Ja pracuję, więc ten obowiązek przejęła moja teściowa – mówi Marcin.

Nie pamięta zdrowej mamy

Kiedy Marcin opowiada o tym, co zaszło, wydaje się być spokojny, mama Dominiki również. Czy pogodzili się już z losem? – Z tym nie da się pogodzić, raczej w pewien sposób przyzwyczailiśmy się. Wiemy, że emocje i ciągła rozpacz tylko zaszkodzą. Musieliśmy się wziąć w garść, żeby dalej walczyć – tłumaczy Marcin.

A co z małą Wiktorią? – Ona nie pamięta zdrowej mamy. Ale widać, że jej tego brakuje. Dominika nie potrafi do niej podejść i ją przytulić, nigdy nie pyta, czy odrobiła lekcje. Dla dziecka to są ogromne emocje, zwłaszcza kiedy patrzy na mamy swoich rówieśników. Przed Dniem Matki podeszła do mnie i spytała: „Mamusia to chyba nie pójdzie na moje przedstawienie, prawda?” . Takie momenty są najgorsze. Często zadaję sobie pytanie, dlaczego akurat nas to spotkało – przyznaje pani Renata.

Marcin najgorzej przeżywa święta i spotkania rodzinne: – Najtrudniej jest patrzeć na inne szczęśliwe rodziny. Wtedy zadaję sobie pytanie, dlaczego my z żoną nie możemy cieszyć się kolejnymi świętami, nie wybieramy razem ozdób, nie zastanawiamy się, co przyrządzić na kolację… Takie drobiazgi są najgorsze. Ale to nie jest tak, że czuję się nieszczęśliwy. To raczej po prostu chwile refleksji nad życiem i powrotem do tego co było.

A było niemal idealnie. Trzy miesiące przed całym zdarzeniem Dominika obroniła magisterium z psychologii na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, a na początku września z resocjalizacji. Razem z mężem i córeczką wprowadzili się do nowego mieszkania, dostała pracę. – Wszystko nam się układało. Byliśmy naprawdę szczęśliwi. Dominika zawsze miała masę energii. Uwielbiała podróżować. Szkoda, że cieszyliśmy się tym wszystkim tak krótko. Teraz marzymy tylko o jednym: żeby była samodzielna. Będziemy o to walczyć – zapewnia Marcin.

Rehabilitacja i wizyty u specjalistów są jednak bardzo kosztowne. Ratunkiem dla rodziny jest pomoc Dolnośląskiej Fundacji Rozwoju Ochrony Zdrowia. To ona pokrywa część kosztów leczenia Dominiki. Resztę muszą dokładać sami. Finanse nie są jednak największym problemem.

– Gdybyśmy tylko wiedzieli, że są gdzieś specjaliści, którzy potrafiliby przywrócić Dominice sprawność umysłową, bylibyśmy w stanie pokonać wszelkie bariery. Póki co cały czas szukamy. Niestety, po omacku – kończy Marcin.

Iwona Gajewska

Wszyscy, którzy chcą wesprzeć Dominikę, mogą to zrobić wpłacając dowolną kwotę na konto Dolnośląskiej Fundacji Rozwoju Ochrony Zdrowia:

Bank Pekao S.A. 10/Wrocław

45 1240 1994 1111 0000 2495 6839

Z dopiskiem: "Darowizna na cele ochrony zdrowia „Domela”

Nowy numer!

Zapraszamy do nas

Zgłoś news
POSŁUCHAJ
WIDEO