PUBLICYSTYKA
Barbarzyńcy
Złamany stary król Priam nie wahał się. Ryzykując życiem, postanowił wyruszyć do obozu Achajów i ukorzyć się przed niezwyciężonym Achillesem. Dumny władca Troi był gotów rzucić się do nóg Niezwyciężonego, byle odzyskać zwłoki swego ukochanego Hektora i godnie je pogrzebać. Zbezczeszczone zwłoki. Bo Achilles nie miał dla nich litości. Gdy już zadał śmiertelny cios temu, który zabił jego przyjaciela Patroklosa, przywiązał martwe ciało do swego konia i na oczach wstrząśniętych Trojan, w tumanach kurzu pogalopował w dal.
Ale czy Priam miał inne wyjście? Chodziło przecież o rzecz najważniejszą: spokój duszy jego syna. Należało odprawić ceremonie. Położyć monety na zamkniętych powiekach, ułożyć stos pogrzebowy, odmówić modły, zaintonować pieśni, a później umieścić popioły w złotej urnie i usypać kopiec, który ją skryje na zawsze. Należało więc zachować się jak trzeba, bo przecież Trojanie byli ludźmi cywilizowanymi i szanowali swych zmarłych. Tak jak Achajowie. Jak Achilles, który, poruszony do głębi bólem starca, uśmierzył swój gniew i oddał staremu ojcu ukochanego syna.
Nie było w dziejach Zachodu cywilizacji, która nie szanowałaby swych zmarłych. Począwszy od starożytnych Greków, a potem rzymskiego imperium, na przestrzeni wielu wieków i wielu kultur, odchodzących na drugą stronę traktowano z najwyższym szacunkiem. Nawet jeśli byli pokonanymi wrogami, z którymi zwycięzcy mierzyli się na śmierć i życie na polach bitew, urządzano im godny pochówek, gdy milkł szczęk oręża. Zmieniały się pogrzebowe obrzędy, kształty grobów, słowa modlitw, ale zawsze żyjący dochowywali moralnych nakazów, bo tak nakazywało ich człowieczeństwo. Przecież tylko barbarzyńcy nie oddają czci swym zmarłym, tylko oni porzucają ich na pastwę sępów i hien, tylko oni mają za nic święte obowiązki.
Cywilizacja, która wydała Ajschylosa, Horacego, Dantego, długo brzydziła się barbarzyństwem. Ale potem przyszły hordy francuskich Hunów, wychowanych na Molierze, którzy w imię wolności, równości i braterstwa wyciągali swych królów z grobów i rozszarpywali ich truchła. Po nich nadeszli miłośnicy Goethego, by palić bliźnich w krematoryjnych piecach. Byli godnymi naśladowcami wielbicieli Puszkina, wyspecjalizowanych w grzebaniu swych ofiar zabitych strzałem w potylicę w bezimiennych mogiłach, by rodziny i Historia o nich zapomniały na zawsze. Wszyscy oni profanowali świętość śmierci, hańbili jej powagę i doniosłość, choć gdyby im powiedzieć, że wykluczyli się w ten sposób z kręgu cywilizacji, na której wyrośli, pewnie by się oburzyli.
Myślę, że wielu członków rodzin ofiar smoleńskiej katastrofy nie może dziś pojąć, jak to możliwe, że ich rodacy pozwolili, by barbarzyńcy ze wschodu zbrukali wszystko, co dla nich święte. Jak mogli dopuścić, by podeptali ich uczucia i wspólne kulturowe dziedzictwo, korzeniami sięgające czasów Priama i Achillesa. Ci pogrążeni w nieopisanym bólu ludzie mają dziś pełne prawo powiedzieć o tłumaczących się teraz przed prokuratorami i wciąż uparcie kłamiących, że niebezpiecznie zbliżyli się do granicy, za którą rozciąga się barbarzyństwo. Istnieje jednak sposób, by winni pozostali po naszej stronie cywilizacji. Muszą tylko szczerze wymówić jedno proste słowo:
Przepraszamy.
Tomasz Natkaniec