PUBLICYSTYKA
Bambo, trzymaj się!
Na Szwedach jednak można polegać. To naród, który ma w swych szeregach prawdziwie czujnych synów. Jak ten obywatel miasteczka Boras, który kilka tygodni temu złożył doniesienie na policję, zbulwersowany rasistowskimi treściami zwartymi w Pippi Langstrumpf Astrid Lindgren. Interweniował, bo przedszkolaki usłyszały z ust czytającej im książkę pani, że ojciec Pippi był „murzyńskim królem”, co – jego zdaniem – jest ewidentną oznaką dyskryminacji rasowej i sytuuje bohaterkę niebezpiecznie blisko rasizmu i zachowań ksenofobicznych. Spłoszona dyrektorka przedszkola stwierdziła, iż istotnie doszło do „smutnego” incydentu, a niefortunne sformułowanie Pippi określiła jako nielicujące z wartościami prowadzonego przez nią przedszkola. Poważnie.
Trzeba jednak Państwu wiedzieć, że ów obywatel bynajmniej nie był pierwszym, który zatroszczył się o poszanowanie odmienności kulturowej i rasowej przez małą bohaterkę pani Lindgren. Wcześniej interweniowało szwedzkie państwo: od jakiegoś czasu stare wydania Pippi Langstrumpf są wycofywane z bibliotek i zastępowanie nowymi, w którym określenie „murzyński król” jest zmienione na „Król Południowego Pacyfiku”. Nie wiem, jak to się ma do licencia poetica autorki, ale Astrid Lindgren nie żyje już od piętnastu lat, więc nie zaprotestuje. Przypuszczam jednak, że fakt, iż jej bezpretensjonalna Pippi to rasistka, byłby dla niej bardzo poważnym szokiem.
Niestety, nam, Polakom, daleko do czujności Szwedów. A przecież i w naszej literaturze dziecięcej nie brak przykładów uprzedzeń rasowych. Weźmy pierwszy z brzegu – „Murzynka Bambo” Juliana Tuwima. Już sam tytuł jest rasistowski (to protekcjonalne „murzynek”…), a im dalej, tym gorzej. Bo co tu dużo mówić: tuwimowski Bambo nie jest ideałem i być może o to autorowi chodziło! To przecież chłopak najwyraźniej cierpiący na ADHD; zauważmy wszak, że gdy „ze szkoły do domu wraca, / psoci, figluje – to jego praca”. W dodatku pozostaje w permanentnym konflikcie z rodzoną matką, która dbając o jego prawidłowy rozwój fizyczny prosi: „Napij się mleka”. A on co? „Na drzewo mamie ucieka”! Niestety, wykazuje też niedostateczną dbałość o higienę. Bo przecież matka błaga: „Chodź do kąpieli”. A on „się boi, że się wybieli”.
Tak oto poeta Tuwim przedstawił nam z gruntu fałszywy i krzywdzący obraz chłopca należącego do uciskanej mniejszości. I niech nie zwiedzie nas ostatnia zwrotka: „Szkoda że Bambo czarny, wesoły / nie chodzi razem z nami do szkoły”. To żałosne mydlenie oczu dla zatarcia ogólnego ksenofobicznego obrazu. Obrazu, którym polskie dzieci są karmione do dziś!
A tak na poważnie: trochę pociesza mnie fakt, że nasi rodzimi kapłani poprawności politycznej nie wzięli przykładu ze Szwedów i jak dotąd nie rozprawili się z Bambo i samym autorem. Może pozostały im resztki zdrowego rozsądku. Albo mają elementarne braki w znajomości klasyki literatury dziecięcej. Tak więc póki co, Bambo górą. I oby tak zostało.
Tomasz Natkaniec