MIASTO
Kto wagarował, a kto siedział w szkole? VIP-y o pierwszym dniu wiosny
Przypadający na 21 marca pierwszy dzień kalendarzowej wiosny mało kto spędza w szkolnej ławce. Młodsi cieszą się ze zorganizowanych wycieczek, starsi - popijając trunki - wygrzewają się w słoneczku. A jak dzień wagarowicza wyglądał kiedyś?
Wicewojewoda świętokrzyski, Rafał Nowak przyznaje, że choć nie chodził na wagary, to pierwszego dnia wiosny w szkole nie odbywały się normalne lekcje.
– Nie chodziłem na wagary, ale zdarzało się, że w szkole podstawowej umawialiśmy się na różne aktywności, które sprawiały, że w dzień wagarowicza nie mieliśmy zwyczajnych lekcji. Jako dyrektor kieleckiego "Norwida" również starałem się przygotowywać na ten dzień różne atrakcje, tak żeby młodzież mogła go spędzić w bezpieczny sposób pod naszym okiem, robiąc fajne i pożyteczne rzeczy. Nie chciałem, żeby chodziła samopas po mieście – wspomina wicewojewoda.
Pilną uczennicą była również wicemarszałek województwa świętokrzyskiego, Renata Janik, która na wagarach była... raz w życiu.
– To miało miejsce w szkole średniej. Pamiętam, że była wtedy dosyć ładna pogoda i poszłyśmy z koleżankami do parku. Oczywiście nie trwało to tyle, ile lekcje. Z tego co pamiętam, w szkole nie było z tego żadnych konsekwencji, a rodzice się nie dowiedzieli. Generalnie nigdy nie byłam zwolenniczką wagarowania – wyjaśnia wicemarszałek.
Wspomnieniami z tego czasu podzielił się z Radiem eM również kielecki radny Jarosław Bukowski, który pierwszy dzień wiosny spędzał na… oglądaniu bajek.
– Zdarzało mi się chodzić na wagary, aczkolwiek częściej próbowaliśmy ze znajomymi zorganizować ten czas tak, żeby w szkole działo się coś innego niż lekcje. Chodziłem do liceum Ściegiennego. Bardzo często udawało się nam przekonać ówczesnego dyrektora, że zamiast zajęć i nauki lepiej zebrać się na auli. Wypożyczało się wtedy kasetę z Filmosu, był projektor na taśmę i dla całej szkoły puszczaliśmy bajki – wspomina Bukowski.
Z kolei wiceprezydent Kielc, Agata Wojda, lubiła spędzać ten dzień w otoczeniu budzącej się do życia przyrody.
– Nie mam jakichś wielkich doświadczeń z wagarowaniem. Zawsze byłam dosyć obowiązkową osobą, więc uciekanie ze szkoły przychodziło mi z wielkim trudem. Zazwyczaj brałam udział w jakichś zajęciach zorganizowanych przez moją szkołę, ale faktycznie zdarzyło mi się kilka razy czmychnąć z tych zajęć i ze swoimi znajomymi ze szkolnej ławy wychodziliśmy na łono przyrody. Wychowałam się na KSM-ie więc zazwyczaj to były kieleckie glinianki albo Wietrznia – zdradza wiceprezydent.
Jak wspominają pracownicy Radia eM, za czasów młodości często chodziło się również na kielecką Kadzielnię, do Parku Miejskiego, a później także do Ogrodu Włoskiego.