KOŚCIÓŁ
Przemijanie ma sens
Rozmowa z księdzem Dariuszem Gącikiem, wikariuszem generalnym diecezji kieleckiej
– Dzień Wszystkich Świętych i Zaduszki skłaniają nas do refleksji nad przemijaniem. Święty Jan Paweł II w „Tryptyku rzymskim” pisał: „To przemijanie ma sens”. Dlaczego?
– Nasze życie to droga, która nie kończy się wraz ze śmiercią. Przemijanie ma sens, jeśli jest tęsknotą za spotkaniem z Jezusem Chrystusem. Jeśli mamy świadomość, że życie trwa poza śmiercią, wtedy inaczej przeżywamy każdą chwilę. Wszystko ma inny wymiar i nabiera głębszego sensu.
– Człowiek jednak boi się przemijania.
– Przy okazji każdych kolejnych urodzin możemy powiedzieć, że jesteśmy o rok bliżej wieczności i Boga. Naszą ojczyznę mamy w niebie. Na ziemi jesteśmy tylko pielgrzymami. Lęk przed śmiercią przejawia się w strachu przed tym wszystkim, co ją może spowodować: starością, chorobami, wypadkami. Przed tym, co nas zabija i sprawia nam cierpienie. Przez ten lęk szatan trzyma nas na uwięzi, bo chce, abyśmy koncentrowali się na życiu doczesnym, abyśmy nie wierzyli w Dobrą Nowinę, w istnienie nieba i życia wiecznego. Perspektywa wieczności zmienia więc patrzenie na nasze życie, a w szczególności na przeżywanie trudnych chwil.
– W średniowieczu głoszono wezwanie „memento mori”, czyli "pamiętaj o śmierci". Dziś człowiekowi brakuje tej refleksji. Dlaczego?
– Zapomnieliśmy o naszej kruchości, bo koncentrujemy się na życiu doczesnym. Uwikłani w codzienność zapominamy, że istnieje jeszcze inny świat. Jest więc wielką mądrością przeżywanie każdego dnia tak, jakby był ostatnim. Czy jestem gotowy na ostatecznie spotkanie z Panem? Wiele osób odczuwa lęk przed tym spotkaniem, bo nie widzi miłosierdzia, jakie objawiło się w Jezusie Chrystusie. A chodzi o takie przeżycie życia, abyśmy – mając pokój w sercu – zachowali jedność z Panem Bogiem, drugim człowiekiem i z samym sobą. Ludzie są dziś pochłonięci zdobywaniem środków materialnych, pracą, problemami. Żyją sprawami doczesnymi i nie zastanawiają się nad życiem wiecznym. Dlatego tak cenna jest świadomość, że kiedyś to wszystko i tak będziemy musieli zostawić. Na pytanie, jaki sens ma nasze życie, wiele osób nie byłoby w stanie odpowiedzieć, bo się nad tym nie zastanawia. Żyją, bo trzeba żyć. Tymczasem istnieją trzy najważniejsze pytania. Po co żyję? Skąd pochodzę? Dokąd zmierzam? One wyznaczają bieg i kierunek istnienia każdego z nas.
– Jaki jest więc sens życia?
– Żyjemy po to, aby znaleźć się w niebie i pomóc innym tam trafić. Do tego potrzebne jest chrześcijańskie świadectwo. Sens ludzkiego życia zawsze jest w Panu Bogu, w tym, aby było w nas doświadczenie nowego życia dziecka Bożego. Wyszliśmy od Boga, do Niego zmierzamy i chcemy radować się Nim na wieczność. To jest najgłębszy sens tego naszego życia na tym świecie.
– Kościół uczy o trzech stanach: niebie, piekle i czyśćcu. Czym one są?
– Kościół ma trzy wymiary. Pierwszy to wymiar pielgrzymujący – to my wszyscy, lud Boży, którzy jesteśmy w drodze i idziemy przez życie tak, jak Izraelici szli przez pustynię do ziemi obiecanej. Idziemy tak, jak Jezus Chrystus przechodził przez ziemię, aż do momentu śmierci. Drugim wymiarem jest Kościół oczyszczający się w czyśćcu. Tworzą go wszyscy, którzy odeszli z tego świata, ale jeszcze nie cieszą się w pełni oglądaniem Pana Boga. Oczekują na spotkanie z Nim. Czyściec jest tęsknotą za Bogiem, bo wiemy, że nasze przeznaczenie to oglądanie Go i bycie z Nim.
– Wszyscy musimy przejść przez czyściec?
– Moim zdaniem czyściec nie jest przystankiem obowiązkowym. Niektórzy przechodzą go na tej ziemi przez cierpienie, pokutę, oddanie życia za innych. Lepiej jest przeżyć czyściec już tu, przyjmując codzienny krzyż, cierpienie, jak również cierpliwie i pokornie znosząc grzechy swoje i cudze. Czas na nasze nawrócenie jest tu, na ziemi. Tego, co będzie po śmierci, nie możemy zmienić. Dlatego wszystko jest ważne, bo nie wiemy, kiedy umrzemy. Dusze pokutujące w czyśćcu potrzebują naszej modlitwy i ofiarowanych za nie odpustów. O tym obowiązku przypomina nam Dzień Zaduszny, kiedy modlimy się za wszystkich wiernych zmarłych. Trzeci wymiar to Kościół chwalebny w niebie, czyli rzesze świętych, którzy już cieszą się oglądaniem Boga i orędują za nami. W niebie spontanicznie spełnia się wola Boża. Momentem, w którym łączy się niebo z ziemią, jest Eucharystia. Uczestniczy w niej cały Kościół, również aniołowie i święci.
– Podczas pogrzebu śpiewana jest pieśń: „Zwycięzca śmierci, piekła i szatana”.
– Ona wskazuje chrześcijańską nadzieję, której źródłem jest zmartwychwstanie Chrystusa. Człowiek lęka się śmierci, ale jest ktoś, kto w tę śmierć wszedł. On wiedział, że po śmierci jest Bóg. On był na cmentarzu, ale wrócił stamtąd i żyje. Śmierć jest więc spotkaniem z Panem Bogiem. W jej momencie oddajemy życie w Boże ręce. Wchodzimy w ciemność, ale On nas w niej nie zostawi. Jezus ją zwyciężył. Zapłatą za grzech jest śmierć, ale On wziął ją na siebie. Człowiek nie musi więc żyć w niewoli śmierci, grzechu, piekła. Za nasze grzechy należy nam się piekło, ale Jezus nas z niego wyrwał. Okazał nam swe miłosierdzie. Jezus zwyciężył też szatana. Owszem, szatan ma pozwolenie, aby nas kusić. Przychodzi do nas z różnymi pokusami, chcąc nas odłączyć od Boga, pokazać, że Bóg nie jest miłością, ale diabeł został już pokonany. Kiedy żyjemy wiarą i czerpiemy moc od Chrystusa jako naszej tarczy, wówczas szatan ucieka. Jednak kuszenie to próba naszego zmagania duchowego, sprawdzenia, czy jesteśmy wierni Bogu i opowiadamy się za Nim.
– Kościół uczy, że wszyscy jesteśmy wezwani do świętości.
– I to już od momentu chrztu świętego, bo wielka jest godność człowieka ochrzczonego. Jesteśmy nazwani dziećmi Bożymi, a Bóg to nasz Ojciec. Wchodzimy do rodziny Jezusa. Droga wiary bazuje na chrzcie. Chcemy żyć tymi zobowiązaniami, wyrzekając się szatana, grzechu, starego człowieka, przyjmując dar nowego życia. To dziecko Boże żyje według prawa zawartego w błogosławieństwach, wygłoszonych przez Jezusa w kazaniu na Górze. Ich sercem jest miłość posunięta aż do miłości nieprzyjaciół. Taką heroiczną postawę możemy osiągnąć tylko z Chrystusem. To wspólne powołanie biskupów, księży, sióstr zakonnych, wiernych świeckich.
– Niektórzy mylą świętość z doskonałością.
– W człowieku siedzi ukryty faryzeusz. Pamiętamy przypowieść o faryzeuszu i celniku. Faryzeusz czyni wiele dobrego, ale w sercu osądza drugiego człowieka, tego celnika, który stoi skruszony przed Bogiem. Jeśli człowiek widzi siebie jako doskonałego i chce jeszcze bardziej wchodzić po stopniach doskonałości, starając się w ogóle nie grzeszyć – co jest niemożliwe z powodu skażenia grzechem pierworodnym – wtedy staje się pyszałkiem. Uważa innych za gorszych od siebie. Wydaje mu się, że zbawi się o własnych siłach i nie przyjmuje zbawienia od Chrystusa. Owszem, mamy być doskonali, ale w miłości, która jest dziełem Pana Boga. Chrześcijanami nie stajemy się za sprawą naszego wysiłku. Bycie chrześcijaninem oznacza nowe życie pochodzące od Boga. O własnych siłach nie osiągniemy świętości. Jesteśmy zbawieni dzięki Bożej łasce, z którą oczywiście współpracujemy poprzez wysiłek, pracę nad sobą. Jednak na pierwszym miejscu jest łaska Pana Boga.
– Kto to jest święty?
– To ktoś, kto zna prawdę o sobie. Wie, że jest grzesznikiem i ma w sobie pokorę. Nie uznaje siebie za lepszego od innych. Wszyscy jesteśmy grzesznikami kochanymi przez Boga. Niebo to miejsce dla grzeszników mających ufność w Boże Miłosierdzie. Widząc swą słabość, zawierzamy ją Chrystusowi. Świętość ma być dziełem Boga w nas. Tylko Duch Święty może zmienić nasze serca, abyśmy z każdym dniem podążali drogą świętości i cieszyli się wieczną radością przebywania z Jezusem Chrystusem.
– Dziękuję za rozmowę.
Katarzyna Bernat