KOŚCIÓŁ
Księża też ratowali Żydów
Rozmowa z Ewą Kołomańską, kierownikiem Działu Edukacji Martyrologicznej Muzeum Wsi Kieleckiej.
- Jest pani autorką wystawy „Kościół wobec zagłady Żydów na Kielecczyźnie”. Była ona prezentowana w „Świętokrzyskim sztetlu” w Chmielniku. Jak wyglądało zaangażowanie duchownych w pomoc Żydom?
- Tuż po wybuchu wojny biskupi zdawali sobie sprawę, że będzie to trudna wojna. Już we wrześniu 1939 roku w Końskich były wypadki, że wchodzące wojska niemieckie paliły synagogi, mordowały i znęcały się nad ludnością żydowską. Wtedy biskup Czesław Kaczmarek napisał list do księży. Apelował w nim, aby duchowni budowali jedność w społeczeństwie i dobre postawy moralne, aby nie dali się zniszczyć okupacyjnemu terrorowi. Jak wiemy, za pomoc Żydom groziły poważne represje, włącznie z karą śmierci. Pomimo tych drakońskich kar, duchowni aktywnie włączyli się w pomoc Żydom.
- Jak konkretnie odpowiedziano na apel Biskupa Kieleckiego?
- Pierwsze getta, jakie powstawały, były otwarte, ale prawodawstwo niemieckie wprowadzało ograniczenia wobec ludności żydowskiej, choćby zakaz handlowania z nią. Skutkowało to nędzą społeczeństwa utrzymującego się z handlu. Polacy przekraczali to prawo i robili interesy z Żydami, pomagając im w ten sposób. Pomocą był na przykład zakup rzeczy i ubrań od Żydów, za to Niemcy także surowo karali. Na przykład w Chmielniku Polka została skazana na karę śmierci za kupno pierzyny od żydowskiej handlarki. W Daleszycach, kiedy miało być tam zlikwidowane getto, Polacy wywieźli część Żydów do okolicznych miejscowości. Za ten czyn cała społeczność została ukarana i obłożona kontrybucją, a z tych furmanów, którzy Żydów wywozili, część zamordowano, a część wysłano do obozów koncentracyjnych. Mówiąc nawiasem, z ponad 30 osób, które pomogły w Daleszycach, tylko Stanisław Furmanek został uhonorowany medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata.
- Czy mamy inne przykłady represji wobec Polaków ratujących i pomagających Żydom?
- Jest wiele przykładów pokazujących, jak za zwykłe gesty pomocy Polacy byli rozstrzeliwani, zsyłani do obozów koncentracyjnych lub ciężko pobici. Przykładem niech będzie rodzina Włodków z Węgleszyna, która od 1942 roku ukrywała żydowskie dziecko, W wyniku donosu lub wpadki aresztowano Jadwigę Włodek, a jej mąż Władysław uciekł przed obławą. Z 3-letnim Jurkiem zostały ich dzieci: Krystyn i Jan. Wówczas mieli 12 i 10 lat. Ci chłopcy przez pół roku opiekowali się tym żydowskim dzieckiem, mimo ciągłych represji ze strony policji granatowej i Niemców, którzy nachodzili ich dom. Inne przykłady: w Wierzbniku pani Kamińska została dotkliwie pobita przez niemieckiego żandarma za podawanie butelek z wodą Żydom, jadącym w transporcie do Auschwitz. Kobieta straciła przytomność, później miała połowę ciała sparaliżowaną. Takich przypadków jest bardzo wiele. Niemcy bezwzględnie karali za każdą pomoc: za ukrywanie, podwiezienie, handel z Żydami, podanie żywności, dostarczanie dokumentów.
- Jak księża pomagali Żydom?
- Mimo dużego zaangażowania duchownych w pomoc ludności żydowskiej, tylko trzy osoby spośród nich zostały uhonorowane medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Oni są symbolami. Księża nauczali społeczeństwo, jak należy się zachować, ale także sami narażali się, wystawiając fałszywe metryki urodzenia, bez których nie było możliwe wyrobienie tak zwanych aryjskich papierów. Byli bowiem także urzędnikami stanu cywilnego. Niemcy wiedzieli o możliwości takiej pomocy i na przykład zmieniali pieczęcie, które miały zabezpieczyć przed wydawaniem fałszywych metryk. Mimo to księża i tak je wydawali. Za takie praktyki mogli być zamordowani lub wywiezieni do obozu koncentracyjnego.
- Kim konkretnie byli pomagający księża?
- To na przykład ksiądz Jan Widłak z Miechowa, który ze swoim pomocnikiem organistą wydał ponad 600 metryk. Nie wiemy, ile z tych osób przeżyło, bo on nie sporządzał wykazu. To samo robił ksiądz Mieczysław Połoska z Białogonu, kierujący kielecką Caritas i prowadzący kuchnię polową. O jego działalności na rzecz Żydów dowiadujemy się z procesu, jaki wytoczyły mu władze komunistyczne, był bowiem Żołnierzem Wyklętym. W sądzie żydowskie kobiety, którym pomógł, zeznawały na jego korzyść, podkreślając, że zawsze dostrzegał drugiego człowieka. Medalem został także odznaczony ksiądz Jan Stępień z diecezji sandomierskiej. Podczas wojny przebywał w Warszawie i wysyłał Żydów do swoich znajomych na Kielecczyznę, aby tutaj znaleźli schronienie.
Trzeba pamiętać, że ukrywanie Żydów na plebaniach wiązało się z ogromnym ryzykiem, dlatego że zawsze tam kręciło się dużo ludzi. Jak wspomniałam, księża byli urzędnikami stanu cywilnego, więc mieli dużo interesantów. Ponadto plebanie postrzegano jako miejsca majętne, więc siłą rzeczy były narażone na napady. Na przykład w Tarczku w okresie okupacji miało miejsce aż osiem napadów. Księża woleli więc znaleźć rodzinę godną zaufania, zaangażowaną w życie parafii, która zgodziła się podjąć ryzyko, niż ukrywać kogoś na parafii.
Większość księży, którzy pomagali Żydom, jak na przykład późniejszy biskup Szczepan Sobalkowski, była związana z Narodowymi Siłami Zbrojnymi, Armią Krajową, a po wojnie ze Zrzeszeniem Wolność i Niezawisłość. Krzywdzące jest więc mówienie, że żołnierze z NSZ lub AK są mordercami Żydów. Taka ocena może wynikać tylko z dokumentów spreparowanych przez władze komunistyczne, które pod byle pretekstem, często fałszywym, sądziły i likwidowały podziemie antykomunistyczne.
- Niosących pomoc duchownych było więcej, ale nie zostali uhonorowani medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata…
- Klasycznym przykładem jest biskup Czesław Kaczmarek, który pomagał żydowskiemu rzeźbiarzowi Władysławowi Lubelskiemu. Kiedy ten musiał uciekać z Warszawy, biskup ułatwił mu znalezienie pracy w Marmurach Kieleckich. Gdy ustalono jego pochodzenie, biskup po raz drugi mu pomógł i ukrył na Karczówce, a potem zorganizował przejazd do Warszawy i następne zakonspirowane miejsce.
Być może na fakt, że tak niewielu duchownych zostało docenionych przez władze Instytutu Yad Vashem, wpłynął pogrom kielecki. On rozmył wszystkie dobre rzeczy, jakie księża i społeczeństwo Kielecczyzny w czasie wojny zrobili na rzecz ludności żydowskiej. Jest to bardzo niesprawiedliwe.
- Czy mamy równie chwalebne przykłady osób świeckich uhonorowanych medalem Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata?
- Z Kielecczyzny i terenu obecnego świętokrzyskiego prawie 300 osób zostało nim odznaczonych. To dużo. Ratowano tam, gdzie były duże skupiska ludności żydowskiej, zwłaszcza w okolicach Pińczowa, Chmielnika, Kielc i Skarżyska. Wiele osób pomagało, ale nie otrzymało medalu, ponieważ jego przyznanie wiąże się ze specyficzną i trudną procedurą. Jeśli nie ma stosownych dokumentów, świadectwa ocalonego, nie otrzyma się takiego odznaczenia. Jednak nie możemy mierzyć skali pomocy i zaangażowania liczbą przyznanych medali. Ponadto część osób nie traktowała tej pomocy jako czegoś nadzwyczajnego, Ona rodziła się, kiedy była więź między ludźmi. Często pomagały kobiety, chcące ratować bezbronne dzieci. Na przykład rodziny Adamczyków i Pastuszków traktowały ratowanie Żydów jako swój obowiązek, bo Żydzi pomogli im, kiedy byli wysiedleni z Poznańskiego na teren Generalnego Gubernatorstwa. W ten sposób się odwdzięczyli.
- Według pani, skąd brały się postawy pomocy?
- Jesteśmy wychowani w kręgu kultury chrześcijańskiej. Z niej rodziły się te postawy. To, jak traktowano ludność żydowską, było złem, a człowiek chce czynić dobro, bo pomoc bliźniemu jest naszym chrześcijańskim obowiązkiem. Ratując drugiego człowieka, ryzykując własne życie, ludzie dawali kawałek duszy.
- Dziękuję za rozmowę.
Więcej w audycji „Temat do rozmowy” w czwartek o godz. 20.
Katarzyna Bernat