KOŚCIÓŁ
Czym się gorszysz?
Rozmowa z księdzem Dariuszem Gącikiem, wikariuszem generalnym diecezji kieleckiej.
– Święty Paweł mówi: „Głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan” (1 Kor 1,23). Czym było zgorszenie krzyżem?
– W czasach Jezusa ukrzyżowanie uważano za straszliwą, haniebną karę, przeznaczoną dla niewolników i zbrodniarzy. Każdy, kto zawisł na krzyżu, był uważany za przeklętego przez Boga. Patrząc na Jezusa, wielu zastanawiało się, co On takiego złego zrobił, że spotkała go podobna kara? Trudno było uwierzyć, że Mesjasz, który miał zbawić świat, skończył tak marnie.
– Dla nas, współczesnych, krzyż też jest zgorszeniem?
– Jezus powiedział: „Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Łk 9,23). Krzyż jest symbolem cierpienia, trudnych sytuacji, tego, co nas wewnętrznie boli i niszczy. Nasze krzyże mogą być różne: choroba, śmierć kogoś bliskiego, samotność, trudne wydarzenia. Wobec takich zdarzeń mamy dwa wyjścia: wpaść w rozpacz albo w ramiona Pana Boga. Świat podpowiada nam, że szczęście polega na ucieczce od krzyża. Ucieczką od kryzysów w małżeństwie jest rozwód. Ucieczką od braku perspektyw życiowych są dla młodych ludzi narkotyki i złudne przyjemności. Kiedy jednak człowiek ucieka od krzyża, popada w grzech. Skoro Pan Bóg, który jest Miłością, dopuścił trudne sytuacje w naszym życiu, to znaczy, że jest w nich głęboki sens. Dla chrześcijanina najważniejsze jest więc odkrycie sensu codziennego krzyża.
– Jak to zrobić?
– Właśnie na krzyżu swojego życia chrześcijanin spotyka się z Jezusem. Czyli tam, gdzie jesteśmy najbardziej poranieni, gdzie doświadczamy swojej bezradności. W te najsłabsze miejsca przychodzi Jezus Chrystus i spotyka się z nami. Krzyż oczyszcza nasze życie z różnych bożków, którymi otoczyliśmy się. Zauważmy: ludzie mający trudne doświadczenia, nagle się opamiętują. Może gdyby nie one, zagubiliby się? Tymczasem Bóg nie chce ich zguby. Krzyż daje szanse nawrócenia i zrozumienia, że szczęście można znaleźć tylko w Panu Bogu. Człowiek często się modli, aby Bóg usunął krzyż z jego życia, a przecież uczeń Jezusa bierze swój krzyż i naśladuje Mistrza. Oczywiście nie chodzi o to, aby na siłę szukać cierpienia, ale zobaczyć oblicze Jezusa w tych problemach, których się doświadcza.
– Człowiek ucieka od krzyża. Apostołowie też uciekli, z wyjątkiem Jana.
– To świadczy o tym, że krzyż był zgorszeniem. Kiedy Jezus zapowiada, że będzie cierpiał i odda życie za ludzi, święty Piotr mówi: „Nie przyjdzie to na Ciebie, Panie”. Jezus mu odpowiada: „Zejdź mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz na sposób Boży, a ludzki” (Mt 16,21-23). Apostołowie myśleli, że Jezus pokaże siłę i moc, wyzwoli naród żydowski spod okupacji rzymskiej, a tymczasem On mówił o cierpieniu. Życie apostołów, którzy uciekli od krzyża, zmieniło się dopiero wtedy, kiedy pełni lęku przebywali w wieczerniku, a Jezus zmartwychwstały przyszedł do nich mimo zamkniętych drzwi i pozdrowił ich: „Pokój wam” (J 20,26). To, że Jezus zwyciężył śmierć, wyszedł z grobu, żyje i daje im moc Ducha Świętego, czyli nowe życie, sprawiło, że już nie musieli się lękać cierpienia i śmierci. Odważnie wychodzą głosić Chrystusa. Dziś każdy z nas stoi przed dokonaniem pewnego wyboru. Tak jak wówczas, gdy Piłat postawił przed tłumem Jezusa i Barabasza i zapytał: "Kogo wybieracie?". Wybór ten jest wyborem konkretnej postawy życiowej. Jezus jest tym, który nie odpłacał złem za zło, ale nadstawiał drugi policzek. Barabasz walczył o wolność zniewolonego narodu żydowskiego, ale stosował przemoc. Jaką więc drogą pójdziemy? Modlitwy za nieprzyjaciół? Czy walki i niezgody na cierpienie? Dla wielu chrześcijan skonfrontowanie swojego życia z tajemnicą krzyża będzie zgorszeniem, ale nie ma chrześcijaństwa bez krzyża Chrystusa, który wiedzie do zmartwychwstania.
– Postępowaniem Jezusa byli zgorszeni faryzeusze...
– Faryzeusze należeli do ówczesnej elity. Oddzielali się od innych, aby zachowywać prawo Boże i wierność przymierzu, które Bóg zawarł z narodem izraelskim. Oczekiwali na przyjście Mesjasza i wierzyli w zmartwychwstanie. Część z nich była mocno przekonana o wyłączności swoich racji na temat tego, jak należy żyć w wierności przymierzu i prawu. Tymczasem Jezus piętnuje wady faryzeuszy mówiąc, że są „ślepymi przewodnikami ślepych” (Mt 15,14). Zarzuca im, że mówią, jak ludzie mają żyć, a sami tak nie postępują. Obnaża ich grzechy oraz faryzejską przewrotność i obłudę. Pokazuje to, co było w ich sercu, oraz motywację ich czynów. Chce postawić ich w świetle prawdy. Faryzeusze nie byli w stanie przyjąć również tego, że Jezus jest Mesjaszem. Święty Paweł też był faryzeuszem, prześladował uczniów Jezusa, bo wydawało mu się, że w ten sposób chroni tożsamość wiary żydowskiej. Dopiero pod Damaszkiem nastąpiło jego nawrócenie. Z człowieka, który prześladował, stał się człowiekiem gotowym przyjmować prześladowania ze względu na Jezusa Chrystusa.
– Czy dziś też mamy takich faryzeuszy zgorszonych innymi?
– Przytoczę przypowieść o synu marnotrawnym. Jeden z synów odchodzi, żyje hulaszczo, marnotrawi majątek ojca. Kiedy dosięga dna, postanawia wrócić do ojca, który przyjmuje go z otwartymi ramionami. Tymczasem drugi brat jest zgorszony tym, że ojciec okazuje tak wielkie miłosierdzie grzesznikowi. Dziś czasem spotykamy się z tendencją, żeby traktować Kościół jak oblężoną twierdzę i tylko naszą koncepcję Boga oraz Kościoła uważać za jedynie słuszną. Niekiedy z tego powodu zabrania się powrotu do Kościoła ludziom, którzy są od niego bardzo oddaleni. Postawę faryzejską widzimy też w przypowieści o faryzeuszu i celniku. Obaj przychodzą do świątyni, aby się modlić. Faryzeusz dziękuje Bogu za to, że jest dobry, daje dziesięcinę i nie postępuje jak "tamten". W tym momencie osądza celnika. A celnik modli się pełen skruchy i świadomości swoich grzechów. Dziś też ktoś może uważać się za sprawiedliwego, gorliwego katolika, dziękując Bogu, że nie jest jak ten drugi, który czyni dużo zła. Wszyscy jednak jesteśmy grzesznikami. Z postawą faryzejską mamy do czynienia wtedy, kiedy człowiek lęka się uznać siebie za grzesznika, wywyższa się, osądza drugiego człowieka i zamyka mu drogi do Jezusa Chrystusa.
– Jest też zgorszenie grzechem.
– W tym wypadku jego źródłem mogą być słowa, czyny lub postawa danego człowieka. Zgorszenie nimi prowadzi drugą osobę do popełniania grzechów. Kościół musi być świadkiem Jezusa i dawać znaki miłości, jedności w świecie. Grzesząc, nie dajemy świadectwa wiary, ale gorszymy tych, którzy są jeszcze nieugruntowani w wierze. Dlatego ludzie pełniący bardzo ważne funkcje ponoszą większą odpowiedzialność za swoje czyny, bo te czyny bardziej widać. Ich grzech ma większe oddziaływanie na innych. Z tego powodu należy trzymać się Jezusa i każdego dnia żyć Ewangelią. Trzeba też zaznaczyć, że niektórzy okazują faryzejskie zgorszenie rzeczami, które nie powinny gorszyć, lub swoje zachowanie usprawiedliwiają grzechami innych.
– Każdy z nas jest grzesznikiem.
– Dlatego nasze życie to droga nieustannego nawracania się. Kiedy widzimy złą postawę drugiego człowieka, powinniśmy się za niego modlić, ale też upomnieć po bratersku. Każdy grzech ma konsekwencje w relacji do Pana Boga i drugiego człowieka. Nie trzeba więc lękać się stanąć w prawdzie, uznać swój grzech oraz jego konsekwencje i oddać się Bożemu Miłosierdziu. Bóg chce odnowić nasze życie. Jeśli żyjemy w ciągłym nawracaniu się, wtedy nasze życie staje się światłem dla innych. Z każdego grzechu trzeba powstawać. Jesteśmy słabi i krusi, a ratunku możemy szukać tylko w Bożym Miłosierdziu.
– Dziękuję za rozmowę.
Katarzyna Bernat