Ekoaktywni
Jak szkodzimy pszczołom?
Rozmowa ze Stefanem Nachyłą, rzecznikiem Świętokrzyskiego Związku Pszczelarzy.
Niektórzy boją się pszczół, czasem dlatego, że nie odróżniają ich od podobnych, bardziej agresywnych owadów, czyli na przykład os...
Przez dziesiątki lat działania pszczelarzy skupiały się w dużej mierze na wyhodowaniu łagodnych, nie żądlących populacji pszczół. Dziś właściwie większość populacji taka właśnie jest – nie wykazuje samoistnie agresywnych cech. Nasi poprzednicy, bartnicy, w sposób niezamierzony wyselekcjonowali nam złośliwe pszczoły. Mieszkały one w dziuplach drzew. Bartnik odrywał wejście do dziupli, a następnie wycinał plastry z miodem i pakował je do kosza. Jeśli pszczoły były bardzo agresywne, to od tego odstępował. Łagodne pszczoły bartnik pozbawiał wszystkich plastrów, po czym umierały one z głodu nie mając zimowych zapasów. W ten sposób pszczół łagodnych było coraz mniej, a te agresywne przeżywały uniemożliwiając odebranie sobie całego zapasu. Dziesiątki lat hodowli zamierzonej w kierunku łagodności, że mamy pszczoły dużo łagodniejsze. Do pszczół podobne są osy i szerszenie, a także trzmiele. Osy mogą żądlić i to w bardzo dotkliwy sposób, bo potrafią to robić wielokrotnie. Pszczoła, gdy użądli człowieka, traci żądło i niedługo potem umiera. Osa wyjmuje żądło i może żądlić w inne miejsce. Przed użądleniem szerszenia nie chronią nawet skórzane rękawice. Ich jad jest poza tym dużo mocniejszy. Dawka śmiertelna dla człowieka to jad od 50 pszczół. W przypadku szerszeni jest to zaledwie jad paru szerszeni.
Działalność człowieka jest w stanie jednak wpłynąć na pszczoły w jeszcze bardziej dotkliwy sposób. Jak to się dzieje?
Dziś najbardziej odczuwalne jest to, że giną całe pasieki, a przyczynę znajduje się w tym, że jakiś rolnik, chroniąc swoją uprawę, użył środka chemicznego, który spowodował, że pszczoły wyginęły. Neonikotynoidy to substancje chemiczne, z których tworzy się pestycydy zwalczające szkodniki. Okazuje się, że są to związki bardzo szkodliwe również dla pszczół. Inne substancje, jeśli są stosowane zgodnie ze sztuką, czyli wtedy kiedy pszczoły nie latają, to są dla tych owadów bezpieczne. Ludzie są jednak tylko ludźmi i nierzadko swój interes stawiają na pierwszym miejscu. Niektórzy opryskują swoje uprawy wówczas, gdy pszczoły jeszcze latają. Rezultat jest taki, że pszczelarze znajdują przed ulami kupki martwych, potrutych pszczół. Widząc taki obraz wiedzą, że ktoś użył do ochrony swojej plantacji środków chemicznych w sposób niewłaściwy. Dalsza droga to nieprzyjemne procedury związane z roszczeniem odszkodowań.
Jak więc zapobiegać takim sytuacjom?
Myślę, że należałoby wzmocnić system szkoleń dla rolników w gminach, zwłaszcza tam, gdzie występują rośliny, na których intensywnie stosuje się opryski. Być może dzięki zwiększonej świadomości mniejsze byłyby straty wynikające z zupełnie niepotrzebnych zdarzeń.
A w jaki sposób można pszczołom pomagać?
Warto w tym miejscu wspomnieć, że owady zapylające to nie tylko pszczoły. Są to albo pszczoły samotnice, albo tworzące tak małe kolonie, że nie sposób pozyskać od nich żadnych produktów. Pełnią jednak bardzo ważną rolę polegającą na zapylaniu kwiatów roślin. Na ogródkach działkowych mogą się więc pojawiać domki dla tych owadów. W strategię programu ochrony owadów zapylających wpisane jest zapewnienie bytu i istnienia tych owadów. Dzięki zwiększonej ochronie pszczelarze będą mieli większą pewność funkcjonowania. Twórcom tej strategii chodziło jednak o to, by i inne pszczołowate owady były chronione, chociażby po to, by utrzymać różnorodność. Okazuje się, że bioróżnorodność jest dobra, a nawet monokulturowe uprawy są dla środowiska niedobre. W okolicach Poznania widziałem olbrzymie areały rzepaku ozimego sąsiadujące z równie olbrzymimi areałami pszenicy. Rzepak kończył swoje kwitnienie i na polu obok nie było żadnej innej rośliny. Były Pszczoła mogła tam frunąć już tylko i wyłącznie po śmierć. Nie było tam żadnego bławatka czy maku. Pszczoły były więc skazane wyłącznie na nektar rzepaku, tymczasem specjaliści twierdzą, że dla pszczół i pozyskiwanego od nich miodu najlepsze jest to, by pozyskiwały pyłek z różnych roślin.
Czy dziś mamy pszczół za dużo, za mało, a może jest ich tyle, ile potrzeba?
O tym, że pszczół jest za dużo mogą się wypowiadać pszczelarze, którzy nie chcą mieć konkurencji. Teren dostarcza oznaczoną ilość nektaru. Więcej pasiek to mniejszy wziątek dla pojedynczego pszczelarza. Dla natury każda duża ilość pszczół jest dobra. Środowisko roślinne odbiera to bardzo korzystnie. Specjaliści twierdzą, że dobroczynność pszczół w sadach jest nie do przecenienia – że im więcej będzie pszczół, tym więcej będzie owoców. Praktyczne badania pokazały, że wprawdzie owoców było więcej, ale były one mniejsze. Całkowita masa zbiorów była jednak około dwukrotnie większa, a owoce miały trafiać do dalszego przetwórstwa. Korzyść jest więc oczywista.
Dziękuję za rozmowę.
Artykuł został dofinansowany ze środków WojewódzkiegoFunduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Kielcach.