CIEKAWOSTKI
Prezydent bez krawata
Czy prezydent Kielc był hipisem? Czy marszałek łamał kobiece serca? Co trener Wenta mówi zawodnikom, gdy przegrywają mecz? Jesteście ciekawi odpowiedzi? W takim razie „Wywiad bez krawata” to program dla Was! Słuchajcie Radia Plus Kielce w każdą sobotę, w godzinach od 12 do 15 i czytajcie nasz tygodnik. Będziemy w nim publikować obszerne fragmenty rozmów, których w całości posłuchacie na antenie.
Rozpoczynamy od wywiadu z prezydentem Wojciechem Lubawskim (emisja radiowa w sobotę 18 stycznia, od 12.00 do 15.00).
- Panie prezydencie, już niedługo będzie Pan świętował okrągłą rocznicę 60 urodzin. Na ile lat naprawdę Pan się czuje?
- Na ile? To zależy od pory dnia i pory roku. Nieraz czuję się dwudziestolatkiem, a nieraz starcem, który nie ma już żadnych motywacji. Ale ogólnie nie jest tak źle…
- Ma Pan rodzeństwo. Jest podobne do Pana?
- Mam o 6 lat młodszą siostrę. Na szczęście fizycznie w niczym mnie nie przypomina, jest ładną kobietą. Mieszka w Kielcach, a nasze relacje są bardzo dobre.
- Czy pan i małżonka macie jakieś zwierzęta domowe?
- Już nie. Z reguły zwierzęta kupuje się ze względu na dzieci, a one już są samodzielne. Poza tym obowiązki moje i żony nie pozwalałyby nam zajmować się jakimś pupilem. Mieliśmy jednak kiedyś królika, który ku zdziwieniu weterynarza żył o wiele dłużej niż przewidywały to uwarunkowania jego rasy. Ja nazywałem go Pasztet, a córka - Plamka. Był z nami 9 lat, wszyscy bardzo go kochaliśmy, aż pewnego dnia obraził się na nas, przestał jeść i zdechł. A my oczywiście płakaliśmy jak bobry.
- Na pewno kojarzy pan Prezydent książkę Czesława Janczarskiego „Jak Wojtek został strażakiem”. Czy będąc dzieckiem choć przez chwilę marzył pan o karierze w tym zawodzie?
- Wie Pan co? Może miałem jakieś wyjątkowe dzieciństwo, ale nigdy nie zastanawiałem się kim będę w przyszłości, zwłaszcza, że początkowo mój stosunek do szkoły i nauki był dosyć luźny. Bardziej interesowali mnie koledzy i podwórko. Książkę kojarzę o tyle o ile, nie marzyłem o karierze strażaka, ale o mały włos nie spowodowałem kiedyś jako dziecko groźnego pożaru.
- Czy od najmłodszych lat wykazywał Pan cechy przywódcy? Jest Pan prezydentem i chcąc nie chcąc funkcja ta polega na umiejętnym zarządzaniu.
- Chyba nie… Nigdy też nie byłem duszą towarzystwa, raczej wolałem przystawać na propozycje innych. A że zawsze znalazł się jakiś kierownik, to mi to pasowało…
- A był Pan grzecznym dzieckiem?
- Nie, nie… absolutnie! Pomysłów miałem tysiące, każdy szalony i każdy kończył się karą. Nie chcę tu nawet o nich wspominać, żeby nie dawać żadnych wzorców, bo ktoś mógłby powiedzieć: „Jak będziesz tak robił, to zostaniesz prezydentem”. Ale na pewno byłem łobuziakiem. Co prawda, na szczęście nie miałem żadnych inklinacji, aby zostać przestępcą, ale poważnie zacząłem traktować życie i szkołę dopiero, kiedy miałem iść do wojska. Jednak nie wyobrażałem sobie siebie w mundurze.
- Nie?
- A nie, bo wojsko pozbawiło mnie marzeń o romantycznym miesiącu miodowym! Dostałem powołanie mając 28 lat, dokładnie 4 maja 1981 roku, a dwa dni wcześniej brałem ślub z Gosią. W grudniu, wiadomo, wybuchł stan wojenny, dopiero w kwietniu zostałem zwolniony Miło jednak wojsko wspominam. Poza tym tam pierwszy raz zapuściłem wąsy.
- A propos: myślał Pan kiedyś o ich zgoleniu?
- Oczywiście. Już kiedyś powiedziałem: zgolę je, gdy Korona zdobędzie mistrzostwo Polski. A zdobędzie je w przyszłym roku, to wiem…
- Dziękuję za rozmowę.
Robert Majchrzyk